- Diagnosta laboratoryjny stanie się „kozłem ofiarnym”. A pacjent może stracić zdrowie i życie - alarmuje KIDL.
Minister zdrowia podpisał rozporządzenie w sprawie leczenia krwią i jej składnikami w podmiotach leczniczych wykonujących działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne (Dz. U. z 2017 r. poz. 2051), które umożliwia „zdalną autoryzację” wyników badań koniecznych przed przetaczaniem krwi pacjentowi. A to oznacza w praktyce, że diagnosta laboratoryjny, żeby zatwierdzić prawidłowość wyniku badań, nie będzie musiał fizycznie przebywać w laboratorium, by nadzorować jego prawidłowość wykonania i poprawność.
– Będziemy zatwierdzać badania „na odległość”, a to niedopuszczane. Diagnosta laboratoryjny stanie się „kozłem ofiarnym”. A pacjent może stracić zdrowie i życie. Nie możemy brać odpowiedzialności merytorycznej, karnej i zawodowej za badania, których nie wykonaliśmy i przy ich wykonaniu nas nawet nie było w danym laboratorium. Autoryzacja jest osobistym podpisaniem się pod wynikiem badania, które się wykonało samemu lub nadzorowało. Diagnosta musi być w laboratorium, w którym wykonywane jest badanie, aby mógł mieć wpływ na proces diagnostyczny w celu uzyskania wiarygodnego wyniku. Tymczasem minister zdrowia wprowadzając „zdalną autoryzację” wprowadza ale oszczędności, bo zatrudnienie techników jest tańsze, w porównaniu z diagnostami laboratoryjnymi pracującymi na dyżurach. Ale odbywa się to kosztem bezpieczeństwa pacjentów i odpowiedzialności zawodowej diagnostów laboratoryjnych – wyjaśnia Elżbieta Puacz, prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
Takie rozwiązania znalazły się w rozporządzeniu ministra zdrowia w sprawie leczenia krwią i jej składnikami w podmiotach leczniczych wykonujących działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne. Rozporządzenie weszło w życie pomimo sprzeciwu środowiska medycznego. Krajowa Izba Diagnostów Laboratoryjnych wielokrotnie apelowała do Ministerstwa Zdrowia o natychmiastowe wykreślenie z projektu rozporządzenia zapisów dotyczących „zdalnej autoryzacji badań”.
– Niestety minister nie wysłuchał naszych uwag, ale nie tylko naszych, bo przeciwko zapisom o „zdalnej autoryzacji” jest nie tylko KIDL, ale także prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, Naczelna Rada Aptekarska i Krajowa Izba Fizjoterapeutów, a także krajowi konsultanci z dziedzin diagnostyki laboratoryjnej (oprócz prof. Piotra Radziwona konsultanta krajowego z transfuzjologii klinicznej). Wszyscy są zgodni, że nie można odpowiadać merytorycznie i zawodowo za jakość takich badań, a poprzez autoryzację bierze się odpowiedzialność za prawidłowość i wiarygodność całego procesu diagnostycznego oraz wynik badania, a także za interpretację laboratoryjną wyniku i współpracę z lekarzem zlecającym – tłumaczy dr Elżbieta Puacz.
Według stanowiska Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych „zdalna autoryzacja” zagraża bezpieczeństwu pacjentów. Diagnosta może autoryzować badanie pod warunkiem, że był obecny w laboratorium podczas wykonywania badania, a sprawowanie nadzoru "na odległość" nie jest możliwe i w konsekwencji stanowi zagrożenie dla pacjentów.
Najwyższa Izba Kontroli w raporcie, który został opublikowany w sierpniu br., wskazała, że w 32 proc. skontrolowanych laboratoriów nie zapewniono dostępności i nadzoru diagnosty nad wykonywanymi czynnościami diagnostyki laboratoryjnej.
Zdaniem NIK autoryzacja wyniku badania na odległość „nie daje możliwości sprawowania merytorycznego nadzoru i weryfikacji należytego wykonywania czynności diagnostycznych".
Zwolennikami „zdalnej autoryzacji” są: Narodowe Centrum Krwi, Instytut Hematologii i Transfuzjologii oraz Forum Medycyny Laboratoryjnej Pracodawców Medycyny Prywatnej.
Źródło: KIDL