Czy polscy naukowcy mają się czym pochwalić? Jak powinna wyglądać terapia "szyta na miarę" pacjenta? M.in. o tym z dr n. med. Magdaleną Winiarską rozmawia red. nacz. Medexpressu Iwona Schymalla.
W prestiżowym piśmie „Leukemia” ukazały się wyniki badań Pani zespołu. Czy mogą się one przyczynić do optymalizacji leczenia nowotworowego?
Chciałam podkreślić, że bardzo istotne jest to, by tworzyć takie badania podstawowe, w których możemy wytypować i optymalizować schematy terapeutyczne, po to, by u pacjentów testować najskuteczniejsze kombinacje leków. Udało nam się pokazać, że pewne kombinacje dotąd nieskuteczne, mogą nimi być w pewnym optymalnym schemacie. Jak największy nacisk powinien być teraz postawiony na to, by schematy, które do tej pory były stosowane metodą prób i błędów, wybierać na podstawie tego, jak leki ze sobą działają na poziomie molekularnym. Znamy dużo leków, które celują w pewne konkretne białka. Mamy terapię celowaną i teraz chcemy stworzyć terapię tzw. szytą na miarę dla każdego pacjenta. Oprócz tego, że terapia jest „szyta na miarę”, to leki w niej stosowane też są w pewnych schematach i połączeniach. Najlepiej jakby cały schemat „uszyty był na marę” dla każdego pacjenta. Oczywiście to rola badań podstawowych. Chociaż, z drugiej strony zanim powiemy, że badania w naszym zespole czy inne badania wykonywane w układzie in vitro, przełożą się na efekty leczenia, musimy odbyć długą drogę. Lekarze lubią pewne schematy, bo je znają. Dzięki nim dawkowanie jest zoptymalizowane, więc łatwiejsze. Ale jest też mnóstwo badań klinicznych, które testują nowe połączenia nowych leków lub nowych ze starymi lekami. Badania kliniczne będą tym, co stworzy rzeczywistość terapii. Z kolei badania kliniczne powinny opierać się na tym co tworzą naukowcy i jakie mają wyniki swoich badań podstawowych. Tu duża rola komunikacji między naukowcem takim jak np. ja, która pracuje w modelach przedklinicznych, a lekarzem prowadzącym badania kliniczne lub wdrażającym taką terapię.
Pani zespół startował w swoistym wyścigu z innymi zespołami np. amerykańskim. Udało się Amerykanów wyprzedzić, bo nie zdążyli jeszcze opublikować swoich wyników. Samo badanie było interdyscyplinarne, brało w nim udział wiele zespołów.
Tak. Udało nam się nawiązać współpracę z zespołem Włoch i Francji. Muszę tu powiedzieć, że często jest tak, że gramy rolę drugorzędną – jako partnerzy, ale ci mniej ważni. Tym razem było odwrotnie – to my prowadziliśmy badania i potrzebowaliśmy partnerów jako zespołów eksperckich w pewnych dziedzinach. Ich ekspertyza była nam potrzebna. Faktycznie, badanie było prowadzone przede wszystkim przez nasz ośrodek. Co do wyścigu to jest w nauce tak, że on zawsze trwa. Zwłaszcza jeśli wkracza się w niszę, czyli w terapię białaczki limfatycznej wywodzącej się z limfocytów B, z lekami obecnie na topie, modnymi. Z tego powodu – nawet nieświadomie – na taki wyścig się zapisaliśmy. Z jednej strony jest to mobilizujące. Dzięki temu napisałam pracę dużo szybciej niż to zamierzałam. Z drugiej strony taki wyścig i to że inny zespół uzyskuje podobne wyniki, jest dla nas dobrym potwierdzeniem, że nasze badania są trafne. Niezależnie gdzie były zrobione w Warszawie czy Ohayo. Jest to więc potwierdzeniem, że wyniki są czymś istotnym.
To też kolejne potwierdzenie, że polscy naukowcy odgrywają dużą rolę w projekcie „Bastion”.
Tak. Mały zespół, którym kieruję, należy do tego projektu. Oprócz naszego znajdują się w nim inne grupy badawcze.