W ciągu dwóch tygodni w Polsce odnotowano kilka przypadków odry. Czy w związku ze znacznie zwiększoną liczbą chorych dzieci w Niemczech mamy powody do niepokoju?
Tak, dlatego, że w ostatnich pięciu latach zachorowania na odrę wzrosły dziesięciokrotnie. Czyli, jak na tak krótki okres, w którym kiedyś było dziesięć przypadków a w tej chwili sto, to znaczący wzrost. Drugi powód jest taki, że obserwujemy w Polsce stały wzrost liczby osób odmawiających szczepień.
Co możemy zrobić z rodzicami, którzy nie chcą szczepić swoich dzieci. Sanepid nakłada kary na takich rodziców, ale one nie przynoszą żadnych efektów.
Jestem zdania, że karami nic się nie załatwi. Podam przykład z tego tygodnia dwóch informacji uzyskanych od kolegi z Chicago i koleżanki z Londynu. Zresztą, przekazałam je na Facebooku. Tam lekarze nie wyrażają zgody na objęcie opieką osób, które się nie szczepią. Lekarze ci ostrzegają, że w momencie, kiedy do przychodni przychodzi dziecko, które nie może być szczepione np. noworodek w pierwszym roku życia, a w poczekalni obok znajduje się dziecko z odrą, to dla noworodka choroba może być śmiertelna. Więc dla dobra swoich pacjentów oni wszystkich swoich zapisanych do ich praktyki pacjentów informują publicznie, że nie będą przyjmowali pacjentów, którzy na stałe odmawiają szczepień. Nie znaczy to, że odmawiają rozmowy z tymi rodzicami, bo edukacja polega na tym, by nawet, kiedy rodzic odmawia szczepień, wytłumaczyć mu korzyści wynikające ze szczepień. Badania na świecie pokazują, że część rodziców, jeśli nie szczepi dziecka od razu przy urodzeniu czy w szóstym miesiącu, to zrobi to później, w pierwszym roku życia. Czyli, rozmowa między lekarzem a rodzicem czy pielęgniarką, a rodzicem potrafi przekonać rodziców do szczepień. Natomiast jest mały procent rodziców, tych którzy uznają, że nie będą szczepić dla zasady, bo nie i takich rodziców trudno jest przekonać, bo żadne argumenty do nich nie przemawiają. Sama miałam w szpitalu przypadek dziecka z ciężkim, inwazyjnym zapaleniem pneumokokowym płuc, którego rodziców nie mogłam przekonać do szczepienia. Na szczęście mam też inne doświadczenie, z poradni specjalistycznej, w której moja rozmowa jako onkologa dziecięcego przekonała rodziców dziecka do szczepień i na kolejnych wizytach widziałam w książeczce zdrowia dziecka jak uzupełniane są kolejne jego szczepienia. Mimo że te szczepienia nie były w pierwszym roku życia dziecka, to jednak w ostateczności zostały wykonane. Rozmowy dają więc efekt. Muszą być one spokojne, bez arogancji wobec rodziców. Rozmowa jest potrzebna. Musimy przyjąć takich pacjentów i z nimi rozmawiać. Muszę też powiedzieć, że jest część lekarzy i pielęgniarek, która sama przekazuje wiedzę niezgodną z naszą wiedzą i nauką, czyli danymi epidemiologicznymi o korzyściach szczepień. Sami odradzają szczepień. Izby lekarskie, konsultanci krajowi i wojewódzcy powinni takim osobom z naszego środowiska odbierać nawet prawo do wykonywania zawodu, skoro mówią coś co jest niezgodne z aktualną wiedzą medyczną.
A co z książeczką zdrowia, która ma znów funkcjonować, czy ona może być tutaj pomocna?
Ja i poprzedni konsultanci krajowi od lat o to zabiegaliśmy. Celem moim jest to, by książeczki zdrowia były obowiązkowym dokumentem. W tej chwili tylko książeczki szczepień obowiązują. Na pewno książeczki zdrowia nie są metodą na to, czy ktoś się będzie szczepił, czy nie, ale na uszczelnienie systemu, by żadne dziecko nie zginęło w systemie opieki. W tej chwili obowiązkiem rodziców jest zgłoszenie urodzonego dziecka do poradni. Jeśli tego nie zrobią, to my nie będziemy o dziecku wiedzieć. Poza tym jest również część rodziców, nieświadomych tego, że nawet jeśli są nieubezpieczeni, to ich dzieci do osiemnastego roku życia mają prawo do bezpłatnej opieki medycznej. Tacy rodzice nie zgłaszają się do poradni, nie szczepią dzieci, przez co system nie ma informacji o urodzeniu dziecka, że nie było szczepione a należy go objąć opieką profilaktyczną. Z tym problemem jest więc bardzo dużo do zrobienia.