Nie tak dawno media informowały, że na Prezydent m.st. Warszawy wojewódzki sąd administracyjny nałożył już 30 grzywien za niewykonywanie wyroków odnoszących się do tzw. dekretu Bieruta, czyli w sprawach odzyskiwania zawłaszczonych gruntów warszawskich.
Niby dekret Bieruta z farmacją ma niewiele wspólnego. Czyżby jednak na pewno? Procedura administracyjna i sądowoadministracyjna jest taka sama zarówno w kwestiach nieruchomościowych, czy refundacji i rejestracji leków. Podobno urzędnikom stołecznego ratusza jedno z postępowań zajmuje już 15 lat. Przyznam, że tak drastycznego przykładu nie pamiętam w sektorze farmaceutycznym, ale kilka lat na rejestrację leku to nierzadko chleb dnia powszedniego. Z refundacją też nie bywa lepiej.
Wyroki warszawskiego sądu powinny być przestrogą dla Ministra Zdrowia, który coraz chętniej, opierając się na przepisach kodeksu postępowania administracyjnego, przedłuża postępowania refundacyjne. Warszawski sąd jasno mówi, że pozorne działania to nic innego jak bezczynność, a bezczynności organów tolerować nie można.
W całej tej zabawie z bezczynnością jest jeden szkopuł, o którym bardzo dobrze wiedzą urzędnicy. Sąd sam się taką sprawą nie zajmie. Do dziś wspominam usłyszane niegdyś przy Miodowej słowa: „Ale przecież Pan Mecenas wie, że możecie skarżyć za bezczynność”. Fakt, Ministra Zdrowia, jak każdy organ, można skarżyć za bezczynność w postępowaniu administracyjnym. Jednak przez wiele lat bardzo rzadko ktoś decydował się na pójście do sądu z Ministrem Zdrowia. Czasy jednak się zmieniły, kilka spraw przetarło szlak, a sąd nad wyraz często orzeka na niekorzyść organu. Już nie taki wilk straszny.