Raport Diagnoza społeczna 2013 odziera nas z wszelkich złudzeń w sprawie postaw, jakie my Polacy mamy wobec dodatkowych ubezpieczeń w zdrowiu. Na pytanie "Gdyby dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne gwarantowało poprawę dostępu do usług medycznych i ich jakości, to czy Pana(ni) gospodarstwo domowe byłoby gotowe wykupić takie ubezpieczenie?"
- 72% z nas odpowiada, że nie wykupi żadnego dodatkowego ubezpieczenia
- 25% odpowiada, że wykupi ubezpieczenie, jeśli będzie ono kosztowało poniżej 100 pln/miesiąc
W porównaniu do 2011 roku rośnie grupa zdecydowanych powiedzieć ubezpieczeniom nie i maleje grupa skłonnych płacić do 100 pln miesięcznie na ubezpieczenie. Nie wiadomo, czy kwota 100 pln na miesiąc dotyczy kosztów ubezpieczenia jednego członka czy może całej rodziny. Badanie objęło dużą grupę ponad 12 tyś osób. Trudno o bardziej wiarygodne dane.
Wzmacniają je wyniki opublikowanego raportu PBS o dodatkowych ubezpieczeniach w zdrowiu. Zaledwie 15% z nas byłoby skłonnych wydać na ubezpieczenia więcej niż 50 pln na miesiąc (22% w przypadku polis rodzinnych). Powyżej 100 złotych jest w stanie poświecić na zdrowie zaledwie 3% osób badanych (9% w przypadku polis rodzinnych).
My Polacy nie lubimy wydawać prywatnych środków na zdrowie, zwłaszcza jak jesteśmy zdrowi. Jeśli chorujemy - nasza skłonność do wydawania z własnej kieszeni na zdrowie rośnie. Tylko kto nas wtedy będzie chciał ubezpieczyć? Nie ufamy też ubezpieczeniom, wolimy płacić za zdrowie bez pośredników. Nie wiadomo z czego wynika taki brak zaufania do instytucji ubezpieczeniowych. Może składają się na to nasz kiepskie doświadczenia z ubezpieczeniami majątkowymi czy komunikacyjnymi.
Konflikt interesów jest oczywisty - firm ubezpieczeniowe chcą ubezpieczać zdrowych, ale ci nie chcą płacić za zdrowie. Chcą płacić chorzy, ale tych już nikt nie chce ubezpieczać albo składka staje się tak wysoka, że mało kto jest ją w stanie udźwignąć. Błędne koło ubezpieczeniowe.
Załóżmy jednak, że wejdą dodatkowe ubezpieczenia na zdrowie zapowiadane przez Ministerstwo Zdrowa i będą kosztowały poniżej 50 pln na osobę/miesiąc. Ubezpieczy się co szósty z nas czyli około 6 mln ludzi. Czy znikną wtedy główne problemy systemu ochrony zdrowia takie jak kolejki do świadczeń, limity przyjęć i uznaniowość w publicznym systemie? Czy ten ubezpieczony nie będzie już czekał w kolejce do specjalisty czy na badanie w publicznej służbie zdrowia, na rehabilitację? Czy może w dalszym ciągu lepiej będzie się nie ubezpieczać, ale mieć znajomego lekarza, który poprowadzi nas przez system bez barier? Albo nie płacić miesięcznie 50 pln na ubezpieczenie tylko wydać te same pieniądze bezpośrednio na świadczenia prywatne, jak zajdzie potrzeba?
Jeśli Polacy zorientują sę, że leczenie po znajomości jest tańsze niż ubezpieczenie, przestaną się ubezpieczać. Lata praktyki przebijania się przez system nauczyły nas pacjentów, że najskuteczniejsza w ochronie zdrowia jest płatność bezpośrednio motywująca personel medyczny za nas odpowiedzialny. Kupując ubezpieczenie nie będziemy mieli pewności, jaka część z tych kwot trafi do naszego lekarza. Za to będziemy mieli pewność, że nawet 60% naszych wpłat pochłoną komercyjne firmy organizujące ubezpieczenia zdrowotne. Reszta trafi do świadczeniodawców. A do naszego lekarza, końcowego beneficjenta, który dba w systemie o nasze interesy tych z naszych wpłat trafi kilka procent. Dla nas nie oznacza to istotnej poprawy jakości leczenia. To się nam pacjentom może nie opłacać. Powiem przekornie, że z dwojga złego chyba lepiej dalej płacić bezpośrednio za świadczenia. Ubezpieczenia w zdrowiu niewiele zmienią w systemie. Za to sporo w naszej pacjenckiej kieszeni. Trzeba szukać innych rozwiązań.