Wiele krytycznych słów padło, także na łamach „Służby Zdrowia”, na temat działalności ministrów zdrowia dwóch poprzednich rządów. Słabością zarówno Ewy Kopacz, jak i Bartosza Arłukowicza było, pośród wielu innych, działanie reaktywne, operacyjne.
Nawet, życzliwie zakładając, że mieli oni jakąś spójną wizję tego, co chcą zmienić w systemie zdrowia, to nigdy się z nią nie zdradzili. Zabrakło więc owej wizji przyszłości, jednej z najbardziej pożądanych wartości, której oczekują uczestnicy systemu. Kiedy decydenci jasno nakreślą cele, można albo przygotować się na gorsze czasy, albo świadomie i w porę wykorzystać szansę, jaką dają czasy lepsze.
Brak przewidywalności uniemożliwia planowanie. W przeszłości byli ministrowie zdrowia, którzy potrafili zbudować i przedstawić wizję na lata. Umiał to na przykład zrobić prof. Jacek Żochowski czy też prof. Zbigniew Religa, który przedstawił plan działań z wyprzedzeniem na 7 lat. Dobrze wiemy, jak negatywny jest społeczny odbiór funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Nie wszyscy potrafią, czy też chcą przyznać, że biorąc pod uwagę pieniądze publiczne, jakie przeznaczamy na ochronę zdrowia, mamy i tak jeden z najbardziej wydolnych systemów na świecie. Tylko co z tego?
W stosunku do oczekiwań pacjentów i możliwości współczesnej medycyny, czego byśmy w systemie ochrony zdrowia nie dotknęli, wymaga poprawy. Dotyczy to kształcenia w uczelniach medycznych, liczby pielęgniarek i lekarzy, struktury leczenia – szpitale versus specjalistyka ambulatoryjna i podstawowa opieka zdrowotna, dostępu do nowoczesnych technologii medycznych.
Te i mnóstwo innych wyzwań stoi przed obecną ekipą Ministerstwa Zdrowia. Miejmy nadzieję, że w obliczu tychże wyzwań minister Konstanty Radziwiłł nie zapomni o najważniejszym i w bliskiej perspektywie przedstawi swoją wizję na najbliższe lata: co, jak i kiedy zamierza zrobić, czego możemy się spodziewać i na co mieć nadzieję.