Tytuł nadany temu artykułowi może ostry i kontrowersyjny, ale pojawił się w komentarzach do artykułów, które opisują postępowanie zarządzających wojewódzkimi oddziałami NFZ oraz centralą tej instytucji. Opisuje się sytuacje, gdzie Pan Prezes lub Wice poprzez adnotacje na dokumentach, telefony, ustalenia lub rozmowy kieruje przyznawaniem kontraktów z publicznych pieniędzy, tak po uważaniu. Wprawdzie prokuratura widzi winę, ale nie kieruje sprawy do sądu, tylko ją umarza, bo postępowanie karne może dotyczyć funkcjonariusza publicznego, a Prezes, który po „uważaniu” rozdziela publiczne pieniądze, takim funkcjonariuszem nie jest. Dopowiem, żeby nie było wątpliwości: mowa o ponad 60 mld złotych, którymi Prezes NFZ dysponuje.
Przypomniało mi się, jak Minister Ewa Kopacz wprowadzała samozatrudnienie w placówkach ochrony zdrowia dla pielęgniarek i położnych, w tym czasie równocześnie nadała nam, pielęgniarkom i położnym, status funkcjonariusza publicznego. Oczywiście był to zapis, który miał złagodzić nasz ból związany z umowami śmieciowymi wprowadzonymi w prawodawstwo. Ile się wtedy propagandowo mówiło, jaki nasz zawód stał się ważny w społeczeństwie, jakie będziemy szanowane i doceniane, a jakie ważne w systemie. Teraz w relacji do opisanej sytuacji umorzenia wielu postępowań w sprawie nieprawidłowo przyznawanych kontraktów, myślę sobie, że funkcjonariusz publiczny, jakim jest pielęgniarka czy położna, nadal dostaje po głowie lub jest obrażany: słownie przez pacjentów (którym się wybacza, bo są chorzy), rodzin (które są zdenerwowane sytuacją wynikającą ze źle zarządzanej ochrony zdrowia) i nikt nie zgłasza tego do prokuratury, chociaż jest taki obowiązek. Za to można obciążyć nas szkodami wynikającymi z uszkodzenia np. sprzętu. Niech funkcjonariusz zapłaci. Można nas podać do sądu za błąd w wykonywaniu czynności i oczywiście nałożyć karę. Obowiązki i odpowiedzialność pielęgniarek i położnych jako funkcjonariuszy publicznych wzrosły, bo przecież to ważne w państwie persony. Prezesowi NFZ niewiele można zrobić, bo przecież nie ma odpowiedzialności za publiczne pieniądze, nie jest funkcjonariuszem publicznym. Nadmienię tylko nieśmiało, że pozostaje urzędnikiem instytucji rządowej i podobno – ale to jakieś mgliste zapisy w kilometrach aktów prawnych – ponosi jako urzędnik jakąś odpowiedzialność. Pewnie do wysokości wynagrodzenia… Można powiedzieć, że prawo jest dla maluczkich. Szkoda za 1,99 złotych jest karalna, za miliony nie.
I czy nie jest to chory sen………..