„Nie mają chleba, to niech jedzą ciastka” – tak miała powiedzieć królowa francuska usłyszawszy informację o głodujących chłopach, których nie stać było na chleb. Podobno to tylko plotka, ale nie o prawdziwość tego powiedzenia tutaj chodzi, ale o jego sens. Dobrze oddaje ono bowiem to, co się dzieje z reformą publicznej ochrony zdrowia, przeprowadzaną przez obecny rząd.
Głównym założeniem tej reformy i jej przesłaniem jest – jak wiemy – rezygnacja z tzw. ekonomizacji służby zdrowia. Ma się to objawiać innym niż dotychczas sposobem finansowania szpitali (nie za wykonane procedury ale w formie stałego ryczałtu), rezygnacją z konkurencji między szpitalami (sieć szpitali) i z działania „dla zysku”. Przedstawiciele rządu, na czele z ministrem zdrowia przekonują Polaków, że placówki służby zdrowia powinny pełnić misję, a nie działać jak przedsiębiorstwa. Krytykują to, co było dotychczas: ścisłe liczenie przez dyrektorów szpitali (a nieraz i lekarzy) czy leczenie się opłaca czy nie, pilnowanie kosztów aby zmieścić się w cenie ustalonej przez NFZ, nie poświęcanie pacjentom odpowiedniej uwagi i czasu (żeby więcej zarobić za większą liczbę udzielonych świadczeń), fragmentowanie leczenia przez wybieranie tylko zyskownych procedur lub odsyłanie pacjentów do kolejek zamiast prowadzenia ich przez wszystkie etapy koniecznej terapii. W to miejsce rząd proponuje służbę zdrowia budżetową, w której pacjent, a nie ekonomia będzie na pierwszym miejscu. Teraz szpitale nie będą już musiały ograniczać się kosztami, nie będą zatem odsyłać „nieopłacalnych” pacjentów. Lekarze nie będą musieli się też spieszyć (aby więcej zarobić na kolejnych procedurach), będą więc poświęcać chorym tyle czasu i uwagi ile trzeba, opiekując się nimi także po zakończeniu leczenia w danym miejscu i prowadząc ich jak po sznurku przez kolejne etapy leczenia w tzw. koordynowanej opiece zdrowotnej. Nie trzeba dodawać, że lekarze, podobnie jak cały pozostały personel medyczny będą w nowym systemie wreszcie mili, uśmiechnięci i empatyczni. Zerwanie z dyktatem i ograniczeniami ekonomii sprawi bowiem, że nie będą się przemęczać, będą wypoczęci i oddani swojej misji służenia chorym ludziom bez oglądania się na restrykcyjne warunki finansowe.
Piękny obraz przedstawia nam obecny rząd i minister zdrowia. Jestem pewien, że każdy lekarz i każdy inny pracownik ochrony zdrowia chce pracować w takich warunkach i marzy o takiej służbie zdrowia. Podobnie zresztą jak pacjenci. Po co zadowalać się chlebem (czerstwym nierzadko), kiedy można zajadać się ciastkami? Aż ciśnie się na usta pytanie: dlaczego dotychczas nie wpadliśmy na taki pomysł? Dlaczego przez lata męczyliśmy się z tymi ekonomicznymi ograniczeniami. Zmuszaliśmy się do pracy ponad siły, szukaliśmy oszczędności, zwiększaliśmy efektywność, „przeganialiśmy” pacjentów, zamiast poświęcać im duuuużo czasu?
To pytanie jest oczywiście prowokacyjne. Wszyscy bowiem wiemy, że tzw. ekonomizacja została wprowadzona wraz z reformą 1999 roku jako (gorzkie) lekarstwo na tzw. budżetową służbę zdrowia z okresu PRL. Skrajny niedobór nakładów na publiczną opiekę zdrowotną, z którą mamy do czynienia w Polsce chyba „od zawsze” skłonił wszystkich (decydentów, pacjentów i lekarzy) do wniosku, że trzeba wprowadzić mechanizmy ekonomiczne, które zmuszą wszystkie podmioty uczestniczące w systemie opieki zdrowotnej do pewnego wysiłku. Efektem tego wysiłku miało być lepsze wykorzystanie ubogich środków, a co za tym idzie korzyści dla chorych w postaci lepszego leczenia, dla pracowników ochrony zdrowia w postaci lepszych warunków pracy i wynagradzania, a – w końcu – dla państwa w postaci oszczędności na nakładach na publiczną ochronę zdrowia. Innym słowem, zdecydowano się w roku 1999 na chleb zamiast ciastek, bo na luksus ciastek nie było nas stać.
Dzisiaj, chociaż nakłady na publiczną ochronę zdrowia liczone odsetkiem PKB są nie większe ( a może nawet mniejsze) niż przed rokiem 1999, chociaż zwiększył się niedobór kadry medycznej, dramatycznie wzrosły koszty z powodu unowocześnienia medycyny i zwiększenia liczby chorych, krótko mówiąc – chociaż bieda (rozumiana jako deficyt środków wobec potrzeb) w ochronie zdrowia raczej zwiększyła się niż zmniejszyła, rządzący proponują nam abyśmy objadali się ciastkiem i porzucili zwykły chleb.
Cytowane na wstępie powiedzenie jest przypisywane Marii Antoninie podobno z powodu niechęci do niej i w tym celu aby ją skompromitować w oczach zwykłych ludzi. Miało podkreślać zupełne oderwanie monarchini od rzeczywistości. Cóż powiedzieć o obecnych reformatorach ochrony zdrowia?