Ostatnie dni przyniosły nam ciekawy pokaz debaty politycznej, prowadzonej przez ważnych polskich polityków w sprawie jednego z ważniejszych problemów społecznych, jakim jest publiczna służba zdrowia: minister zdrowia zapowiedział wprowadzenie – od przyszłego roku – dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, nie zdradzając jednak na jakich zasadach mają one funkcjonować, ani nawet od czego mają ubezpieczać. W odpowiedzi usłyszał od szefa głównej partii opozycyjnej, że rząd chce wprowadzić w Polsce odpłatną i całkowicie prywatną służbę zdrowia, która pozbawi większości Polaków możliwości leczenia. Żadnego uzasadnienia dla tak śmiałej tezy szef partii opozycyjnej nie przedstawił. Na tak poważny zarzut minister zdrowia odpowiedział szefowi głównej partii politycznej, że jest on jak Dziadek Mróz, który co roku zimą straszy Polaków.
Słuchając tej suchej relacji, aż trudno nie zapytać, ile lat mieli owi dyskutanci i w której piaskownicy ta dyskusja się odbyła. Tak wyglądają – niestety - we współczesnej demokratycznej Polsce, za którą tęskniliśmy tak długo, debaty polityczne na temat najważniejszych problemów dotykających Polaków.
Czy nasi politycy naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, że ośmieszają się takim poziomem publicznej debaty, a jednocześnie obrażają swoich wyborów uznając, że nie zrozumieją oni merytorycznych argumentów i zadowolą się zwykłą „pyskówką”.
Moim zdaniem duży wpływ na upadek debaty politycznej w Polsce ma ordynacja wyborcza do Sejmu - partyjna, uzależniająca możliwość wyboru na posła od zgody szefa partii i eliminująca osoby niezależne i samodzielnie myślące. Partie w takiej ordynacji przekształcają się z czasem w walczące ze sobą „gangi”, gdzie nie ma miejsca na normalną dyskusję i merytoryczny spór; gdzie trzeba jedynie pokazać, kto jest sprytniejszy, kto lepiej oszuka „publiczność”, kto bardziej ośmieszy przeciwnika. Posłowie stają się wówczas jedynie „żołnierzami” wykonującymi ślepo rozkazy swoich przełożonych i dostosowujący się mentalnie do logiki takiej walki. A to wszystko po to, aby zasłużyć na łaskę swojego pryncypała i jeszcze raz trafić na listę z dużymi szansami na wybór. Sądzę, że właśnie to pragnienie kolejnego wyboru w warunkach obecnej ordynacji wyborczej odbiera politykom rozum.
Krzysztof Bukiel – 11.12.13.