- Musimy jeszcze mocniej cisnąć rozwój Polski, jeszcze mocniej musimy dzisiaj to słowo „rozwój” odmieniać przez wszystkie możliwe przypadki - mówił Hołownia. W tym kontekście lider Polski 2050 mówił również o problemie zmian w składce zdrowotnej. Ta obietnica, złożona przedsiębiorcom zarówno przez Trzecią Drogę jak i Koalicję Obywatelską przed wyborami 2023 roku jest – w obecnych realiach budżetowych – trudna do spełnienia, mówiąc najoględniej. W tej chwili, tak naprawdę, trudno zakładać, że rząd wyjdzie poza wariant absolutnego minimum, czyli likwidację składki od sprzedaży środków trwałych. Czas biegnie, jak można usłyszeć w kręgach rządowych, decyzja ma zapaść w ciągu „kilku dni” (jednak zapowiedzi takie czyniono już co najmniej kilkukrotnie). Wariant minimum oprotestowują politycy Trzeciej Drogi, którzy uważają, że to o wiele za mało i należy przynajmniej dać przedsiębiorcom perspektywę realnych zmian w składce (tym bardziej, że właśnie dowiadują się w tej chwili, jak bardzo wzrosną obciążenia składkowe w nowym roku, co nie jest żadną niespodzianką, ale dla prowadzących firmy stanowi realne obciążenie). Wielu ekspertów wskazuje jednak, że tak naprawdę dopiero za kilka miesięcy okaże się, czy w 2026 roku rzeczywiście sytuacja budżetu poprawi się na tyle, by pojawiła się przestrzeń dla większej dotacji z budżetu, która musiałaby być powiązana z ubytkiem składki od przedsiębiorców. Stawiają też pytanie, czy aby na pewno ta grupa (nie licząc rolników i funkcjonariuszy państwa, którzy składek w ogóle nie płacą) jest rzeczywiście najbardziej poszkodowana przez obecną konstrukcję składki zdrowotnej.
- Musimy dowieźć sprawiedliwą składkę zdrowotną. Wreszcie sprawiedliwą, a nie okradanie ludzi i wmawianie im, że to jest coś, co buduje polską ochronę zdrowia – stwierdził Hołownia. - Jeżeli ktoś myśli, że odpuścimy to się grubo myli. Chcę to jasno i bardzo wyraźnie powiedzieć: nie zadowalają nas te ustalenia, o których słyszymy dzisiaj w jakichś kuluarowych pogłoskach, które wyciekają do mediów. Będziemy twardo walczyć.
Nie ma żadnej wątpliwości, że determinacja lidera Polski 2050 jest ściśle związana z kalendarzem politycznym. Przyszłoroczne wybory prezydenckie, których Szymon Hołownia jeszcze kilka miesięcy temu mógł się wydawać faworytem, będą krytycznym czasem dla projektu politycznego, jaki stworzył. Nie brakuje głosów, że Polska 2050 może zakończyć polityczny żywot (nawet, jeśli formalnie przetrwa) jako Polska 2025, bo kiepski wynik Hołowni zepchnie ją na bocznicę, z której powrót do głównego nurtu jest bardzo trudny, wręcz – niemożliwy.
Czy jednak walka o polityczne być albo nie być usprawiedliwia nazywanie składki zdrowotnej „okradaniem ludzi”? W ostatnich tygodniach ukazało się tak wiele publicystycznych analiz (z naciskiem na słowo „publicystycznych”) dowodzących, że składka zdrowotna w istocie składką nie jest, tylko podatkiem, bo jej wysokość w żaden sposób ubezpieczonemu się nie zwraca, nie daje ani przywilejów w postaci lepszej dostępności, ani wyższego standardu świadczeń… Tak, to wiadomo od 1998 roku, gdy system składkowy (zwany ubezpieczeniowym) zastąpił niewydolny i łamiący się pod własnym ciężarem, niedofinansowany system budżetowy.
Niedofinansowanie jednak pozostało. I to o nim politycy powinni teraz rozmawiać. Każdy inny temat jest w tej chwili, gdy obserwujemy narastający kryzys finansowy Narodowego Funduszu Zdrowia, kryzys będący pokłosiem złych decyzji poprzedniego rządu (co jednak nie ma dużego znaczenia z punktu widzenia „tu i teraz”), tematem zastępczym, świadczącym o braku instynktu państwowego osób, które go podejmują. Nawet jeśli jest to temat politycznie ważny i istotny z punktu widzenia interesu określonej grupy wyborców i partii, która złożyła im obietnicę.