Teoretycznie jako lekarz to powinienem ratować człowieka. Wprawdzie chory wyczerpał standardowe możliwości lecznicze i umiera, ale mam pomysł. No tak, ale jego leczenie to będzie eksperyment leczniczy. Muszę napisać o zgodę do Komisji Bioetycznej. To akurat wiem jak zrobić. Ale teraz powinienem ubezpieczyć od odpowiedzialności cywilnej ten eksperyment. Minimalnie na 50 tysięcy euro.
Ale kto to ubezpieczenie ma wykupić? Zgodnie z Ustawą o zawodzie lekarza „podmiot”. Ale kto jest podmiotem w ustawie o zawodzie lekarza? Ja, czyli lekarz, czy szpital, który mnie zatrudnia? Chyba lekarz, czyli ja, gdyż to ja wystąpię o zgodę Komisji i to ja ją dostanę. Gdyby chodziło o podmiot leczniczy, czyli szpital, w którym pracuję to napisaliby „podmiot leczniczy”. A zresztą w budżecie szpitala tak, jak w moim, nie przewidziano na to środków. Z kolei, jak mam przekonać dyrektora szpitala, że w ogóle taki eksperyment jest celowy i ma za to zapłacić? No dobrze, może to są jakieś grosze? Poszukam w Internecie.
Wpisuję „ubezpieczenie eksperymentu leczniczego”. Żadnej oferty. Tylko jakieś wynurzenia prawników na ten temat. Wprowadzono więc przepis bez zapewnienia choćby teoretycznej możliwości postępowania zgodnie z tym przepisem. A sytuacja trwa od 1 stycznia! A co będzie jeśli zrobię to bez ubezpieczenia lub bez zgody Komisji? Tu akurat jest precyzyjnie: w zależności do sytuacji można dostać grzywnę (bagatelka 50 tys. zł) albo do 3 lat pobytu „wypoczynkowego” w zakładzie karnym.
Wprawdzie jest furtka dotycząca „przypadków niecierpiących zwłoki”, ale jest pytanie, kto to będzie oceniał? Jeśli Pan Prokurator Generalny, to dziękuję. Życia by mi chyba nie starczyło, aby się wytłumaczyć.
Cóż więc w tej sytuacji powinienem zrobić zgodnie z instynktem samozachowawczym? Chyba, zamiast próbować ratować człowieka przychylić się do genialnej myśli klasyka „jeśli taka wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”.
Czy Polacy są już takimi samobójcami, żeby tak pętać ręce lekarzom?
P.S. Nie wiem, czy to jest cywilizacja?