Każdego dnia od chwili diagnozy pacjent onkologiczny prowadzi własną wojnę z RAKIEM; wyczerpującą: fizycznie, emocjonalnie i finansowo. Niewiele sił zostaje na dalsze mierzenie się z wyzwaniami codzienności. Chcemy więc wierzyć, że przynajmniej dbałość o porządek rzeczy w ochronie zdrowia przekazano w ręce ludzi kompetentnych i wrażliwych na cierpienie. Tego oczekujemy od przedstawicieli władzy na każdym szczeblu. Międzypartyjne potyczki, których jesteśmy zbyt często świadkami, coraz bardziej brutalne gry ambicji, budzą niesmak i potęgują nasz niepokój.
Nazbyt często śledząc relacje z obrad sejmu, wsłuchując się w dyskursy polityczne w studiach telewizyjnych, czytając deklaracje w mediach, odnoszę wrażenie, ze poziom debaty o najważniejszych kwestiach społecznych sięgnął głębiej niż przysłowiowego dna.
A jest o czym rozmawiać. Już powinien być gotowy projekt kolejnego Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych. Czy mówi się o tym podczas obrad Parlamentu, a może choćby w kuluarach? Może w Kawie na Ławę lub głównym wydaniu WIADOMOŚCI, w Faktach lub w radykalnych mediach? Bez takich debat nie będziemy przez następne lata dysponowali skuteczną strategią walki z najgroźniejszą epidemią XXI wieku. A jak brak strategii to i wycena kosztów niezbędnych, by na tej wojnie nie polec, będzie nieprecyzyjna. Tymczasem biednieje Państwo, biedniejemy i My.
Ustawa refundacyjna nie zmniejszyła procentowego udziału pacjentów w kosztach leków. Za leki refundowane przez budżet Naszego Państwa my chorzy, a więc najsłabsi członkowie społeczności, dopłacamy najwięcej pośród naszych koleżanek i kolegów z krajów członkowskich Unii Europejskiej. O tym wiedziano w Polsce od początku procedowania Ustawy refundacyjnej w latach 2010-2011. Oszukano nas zapewniając, że nowa ustawa zwiększy dostępność do leków, w tym także terapii innowacyjnych, dających szansę na dłuższe i lepszej jakości życie.
Sejm przyjął ewidentnie wadliwą ustawę w 2011 roku. Dzisiaj w 2013 roku publicznie pytamy, dlaczego konsekwencje tych decyzji, wymierzone w pacjentów nie doczekały się jeszcze korekty i zadośćuczynienia.
Chorzy onkologicznie to ludzie zmęczeni walką, ale znający jej prawidła. Zdeterminowani i świadomi – a wiec może dla Władzy groźni? Jeśli 25% naszych obywateli jest realnie zagrożonych diagnozą RAK i dodamy do tej puli zdeterminowanych bliskie osoby tych 25%, to mówimy o elektoracie silnym i wartym uwagi. Uważajcie więc politycy – jest nas więcej, niż zwolenników największych nawet formacji politycznych!