Wakacje to okres „czepkowania”, ceremonii potwierdzającej zdobytą wiedzę i zdobycie dyplomu. Zawsze z przyjemnością uczestniczę w tych uroczystościach. Entuzjazm młodych absolwentek i absolwentów, ich wiara, że wybrali zawód społecznie potrzebny, dają nadzieję, że godnie będą kontynuowali tradycje obu zawodów. Nadzieję czasem uzasadnioną, częściej jednak podszytą niepokojem czy dostaną szansę, by podjąć pracę w miejscu zamieszkania. Te z Warszawy mają na to spore szanse, o ile nie muszą się samodzielnie utrzymać, te z Kielc, Lublina, Gdańska wiedzą, że najpewniej przyjdzie im wyjechać „za pracą”. Pytanie tylko gdzie – do innego miasta w Polsce czy zagranicę. W obu wypadkach trzeba się rozstać z bliskimi i miejscem, w które się przez czas studiów wrosło. Młode pokolenie jest mobilne. Zna języki, często podejmuje studia z myślą, że przynajmniej przez kilka lat popracuje zagranicą, ale – są na to liczne dowody - większość młodych ludzi chciałby na stałe osiąść we własnym kraju, wśród ludzi mówiących tym samym językiem, mających tę samą tradycję. Absolwenci studiów pielęgniarskich i położniczych nie są tu wyjątkiem.
Często mówię absolwentom, że muszą przyjść dobre czasy dla polskiego pielęgniarstwa i przyjdą, chociaż na razie nie widać nawet przysłowiowego światełka w tunelu. Wciąż brakuje rządowej strategii dla pielęgniarstwa, również w aspekcie dotyczącym młodych adeptów tego zawodu, np. programu stażów dla młodych pielęgniarek i położnych. Jako prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych do znudzenia powtarzam, że warto znaleźć na to pieniądze już teraz, bo absolwenci, także tegoroczni, którzy podejmą pracę od razu po studiach, nie uciekną do innych zawodów lub krajów. Panie Ministrze, to jest kapitał, którego nie wolno nam zmarnować. Roztrwonić brakiem odważnych, ale niezbędnych decyzji podnoszących wskaźniki zatrudnienia na wszystkich oddziałach i urealnienia płac. To inwestycja, która nam wszystkim – całemu społeczeństwu, a nie tylko pacjentom i pielęgniarkom oraz położnym – opłaci się.