Bo takim politycznym seppuku byłoby, bez wątpienia, zmniejszenie liczby łóżek szpitalnych, prowadzące do zmniejszenia liczby szpitali, które dzisiaj wydaje się jednym rozsądnym rozwiązaniem mogącym realnie poprawić sytuację finansową szpitali, a tym samym całego systemu ochrony zdrowia… również pod względem jakości.
Wyniki kontroli NIK.
Bardzo ciekawie prezentują się wyniki Kontroli P/22/048 „Funkcjonowanie szpitali powiatowych”, która została podjęta z inicjatywy własnej Najwyższej Izby Kontroli[1].
Według wyników kontroli na dzień 30 czerwca 2022 r. było 313 szpitali powiatowych, które udzielały świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych przez NFZ. Spośród nich 297 wykazywało zobowiązania.
Według danych NIK liczba szpitali powiatowych zlokalizowanych na teranie kraju jest bardzo zróżnicowana i wynosi od ośmiu w województwie lubuskim do 44 w województwie mazowieckim.
Wskazana ikonografia, generalnie, pokazuje jak duża jest liczba szpitali publicznych nie tylko powiatowych.
W celu uzyskania informacji dotyczących funkcjonowania szpitali powiatowych, Departament Zdrowia NIK wystosował zapytanie do 275 starostw powiatowych, które były dla nich organem tworzącym.
Kwestionariusz wypełniły 223 starostwa (tj. 81,1% jednostek objętych badaniem), które wskazały, że na ich terenie funkcjonuje 249 „szpitali powiatowych”: 178 SPZOZ i 71 spółek prawa handlowego.
Jak wskazuje NIK, choć wyniki finansowe szpitali powiatowych w okresie 2018–2021 poprawiły się, to rok 2021 stratą netto zamknęła blisko połowa szpitali powiatowych. Lepsze wyniki finansowe odnotowywały szpitale prowadzone w formie samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Blisko 60% szpitali powiatowych na koniec 2021 r. miało zobowiązania wymagalne, z czego 36% zobowiązania powyżej 1 mln zł. W latach 2018–2022 (I półrocze) 30% szpitali prowadziło jednostkową inwestycję budowlaną o wartości kosztorysowej powyżej 10 mln zł. Ponadto na niedobór lekarzy wskazywało blisko 80% szpitali.
Rosnące zadłużenie SPZOZ i szpitali powiatowych.
To bardzo ciekawe wyniki, których nie można rozpatrywać z pominięciem innych danych, tj. tych pochodzących z Ministerstwa Zdrowia[2] oraz informacji pochodzących z raportu „Sytuacja finansowa szpitali powiatowych w świetle nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych” przygotowanego przez Związek Powiatów Polskich, Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych wspólnie z Miastem Stołecznym Warszawa[3].
Według danych Ministerstwa Zdrowia zadłużenie szpitali (Samodzielnych Publicznych) jest z roku na rok coraz większe. Nawet uwzględniając spadek siły nabywczej pieniądza, porównanie ich zadłużenia sprzed 5 lat (wynosiło w III kwartale 2017 r. 11,8 mld zł) ze „świeżymi” danymi (w III kwartale 2022 r. - 19 mld zł) pokazuje skalę problemu.
Zobowiązania ogółem szpitali wzrosły w III kwartale 2022 r. do 19 mld zł, a więc o 1,1 mld zł w ciągu zaledwie trzech miesięcy. To niepokojąco wysoki skok. Tak dynamicznie zadłużenie jeszcze nie rosło, jeśli nie liczyć czwartego kwartału roku 2020, kiedy z powodu pandemii koronawirusa nastąpiły problemy w rozliczeniach szpitali z NFZ.
Z kolei według danych określonych w raporcie „Sytuacja finansowa szpitali powiatowych w świetle nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych” z 211 szpitali powiatowych aż 191 zanotowało w 2022 r. stratę związaną z działalnością podstawową. Dla porównania – w 2021 r. stratę odnotowały 172 szpitale. Zadłużenie placówek powiatowych zwiększyło się do kwoty 16 mld zł.
Jakie są powody zadłużenia?
Oczywiście przyczyn tego stanu upatruje się w różnych okolicznościach.
Ponownie wzrosły najniższe wynagrodzenia niektórych pracowników podmiotów leczniczych, a zarządzający szpitalami obawiają się, że nowe wyceny świadczeń nie pokryją kosztów podwyżek.
Równolegle do kosztów wynagrodzeń rosną ceny dostaw energii, leków, materiałów medycznych.
Czy to faktycznie problemy? Bez wątpienia tak.
Jednak jak wynika z kontroli NIK przywołanej na wstępie, ponadto na niedobór lekarzy wskazywało blisko 80% szpitali, a jednocześnie kontrola NIK pokazała, że notorycznie szpitale nie przestrzegają norm zatrudnienia.
Przy tym, według NIK łączna liczba łóżek, którymi dysponowały skontrolowane szpitale nieznacznie wzrosła w okresie objętym kontrolą (z 5918 w 2019 r. do 5996 – na koniec I półrocza 2022 r.). Jednocześnie wystąpiło zmniejszenie od 2020 r. ogólnej liczby pacjentów hospitalizowanych (o 37,5%) i ogólnej liczby pacjentów leczonych ambulatoryjnie (o 23,5%) w porównaniu z 2019 r., co NIK wyjaśnił z wprowadzonym w kraju stanem epidemii COVID-19, ogłoszonym w marcu 2020 r. Natomiast udział pracowników medycznych w zatrudnieniu ogółem nieznacznie, ale sukcesywnie malał i wynosił: w 2019 r. – 68,4%, w 2020 r. – 67,6%, w 2021 r. – 66,8% oraz 66,0% na koniec I półrocza 2022 r.
Nawet jeżeli spadek liczby pacjentów wywołała wyłączenie epidemii COVID-19, to zastanawiający jest wzrost liczby łózek szpitalnych, przy jednoczesnym braku personelu medycznego.
Czy zatem czeka nas kolejne oddłużenie szpitali? Ile ich było? Chyba nikt już nie zliczy.
Osobiście jestem zdania, że zmniejszenie liczba szpitali, przy utrzymaniu nakładów na ochronę zdrowia (które systematycznie rosną) jest prostą odpowiedzią. Nie zwiększy się z dnia na dzień ilość pracowników medycznych zatrudnionych w szpitalach, ale przecież w sytuacji mniejszej liczby szpitali, możliwość wypełnienia norm zatrudnienia nie stanowiłoby problemu.
Pomijam już, że z kontroli NIK wynika, że brak lekarzy prowadzi do patologii, tj. „Kontrola weryfikacji norm czasu pracy i obsady dyżurów przez personel lekarski wykazała, że w trzech szpitalach, spośród 22 skontrolowanych, nie zapewniono należycie bezpieczeństwa zdrowia pacjentów, jak i lekarzy. Dopuszczono do pełnienia przez lekarzy zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych kilkudniowych, nieprzerwanych dyżurów, a tym samym nie zapewniono im właściwego odpoczynku.”
Po co nam tyle łóżek szpitalnych?
Przyjmując, że ludność Polski to 38 milionów, według modelu duńskiego, powinno być około … tak, tak 105 szpitali. No dobra, jeżeli chcielibyśmy osiągnąć wydajność systemu ochrony zdrowia na 3 razy mniejszym poziomie, (uwzględniając różnice kulturowe oraz demograficzne), w Polsce opiekę zapewniłoby 315 szpitali, podczas, gdy w sieci szpitali jest prawie 580 (czyli około 100 % więcej).
W Polsce obecnie jeden szpital przypada (statystycznie) na 1,5 powiatu.
W 2022 r. Eurostat opublikował "Statystyki zasobów opieki zdrowotnej - łóżka szpitalne"[4].
Analiza liczby łóżek szpitalnych w stosunku do liczby ludności pokazuje, że w 2018 r. w całej UE-27 było ich średnio 538 na 100 000 mieszkańców (Łączna liczba łóżek szpitalnych = łóżka do opieki leczniczej (ostrej) + łóżka do opieki rehabilitacyjnej + łóżka do opieki długoterminowej + inne łóżka szpitalne).
Polska znajduje się powyżej średniej tj. zapewnia 653 łóżka na 100 000 mieszkańców.
Wśród państw członkowskich UE Niemcy odnotowały nie tylko największą liczbę łóżek szpitalnych (661 000; dane z 2017 r.), ale także najwyższą liczbę w stosunku do liczby ludności, z 800 łóżkami szpitalnymi na 100 000 mieszkańców (przy czym wynika to z dużego udziału podmiotów szpitalnych prywatnych non profit oraz działających dla zysku). Bułgaria, Austria i Węgry również odnotowały ponad 700 łóżek szpitalnych na 100 000 mieszkańców, przy czym wskaźnik ten w Rumunii jest nieco poniżej tego poziomu.
Irlandia (z wyjątkiem łóżek psychiatrycznych, z wyłączeniem łóżek w prywatnym sektorze opieki zdrowotnej), Hiszpania, Dania i Szwecja odnotowały w 2018 r. najniższą liczbę łóżek szpitalnych w stosunku do wielkości populacji, wszystkie poniżej 300 na 100 000 mieszkańców. Przy czym nie wpłynęło to na jakość świadczeń zdrowotnych, co pokazują badania jakościowe (o tym w dalszej części tekstu).
Polska znajduje się powyżej średniej tj. 653 łóżka na 100 000 mieszkańców, co oznacza, że mamy ponad 2 razy więcej łózek szpitalnych niż Irlandia, Hiszpania, Dania, Szwecja. Można by to usprawiedliwiać, gdyby powołane kraje były autsajderami pod względem oceny jakości ochrony zdrowia. Jednak tak nie jest.
W większości państw członkowskich UE (brak danych dla Portugalii i Szwecji) łóżka do opieki długoterminowej stanowiły mniej niż 15 % całkowitej liczby łóżek szpitalnych w 2018 r., przy czym tylko Węgry (17,4 %), Chorwacja (17,4 %), Finlandia (19,0 %), Estonia (19,5 %) i Czechy (29,6 %) odnotowały wyższy odsetek.
Z kolei wbrew trendom demograficznym oraz zaleceniom zwartym w dokumentach: obwieszczenie Ministra Zdrowia z dnia 27 sierpnia 2021 r. w sprawie mapy potrzeb zdrowotnych oraz obwieszczeniach poszczególnych wojewodów w sprawie planów transformacji, niezwykle mały jest w Polsce udział łóżek długoterminowych w liczbie wszystkich łóżek szpitalnych – jest on najmniejszy w Europie[5].
Cóż, Drodzy Państwo, możemy zatem narzekać na dalsze postępujące zadłużanie się szpitali, jednak dopóki nie zmniejszymy liczby łóżek szpitalnych (a to bez wątpienia będzie skutkowało zmniejszeniem liczby szpitali), co jakiś czas będziemy powracać do problemu zadłużenia przy jednoczesnym niedostatku personelu medycznego.
A ja w tym czasie będę czekał na ministra zdrowia, który będzie miał odwagę popełnić polityczne seppuku i powiedzieć wprost „Tak zmniejszę liczbę łóżek szpitalnych i zwiększę liczbę łóżek długoterminowych.”
[1] https://www.nik.gov.pl/plik/id,28082,vp,30905.pdf
[2] https://www.gov.pl/web/zdrowie/zadluzenie-spzoz
[3] https://www.zpp.pl/storage/files/2023-06//cfbfcf40aac2ff8233d53aea8c64d8809574.pdf