Wiceminister Neumann zapowiedział ostatnio (nie pierwszy już raz) wprowadzenie dodatkowych, dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych. Tym razem jednak stwierdził kategorycznie, że warunkiem wprowadzenia takich ubezpieczeń jest ograniczenie zakresu świadczeń gwarantowanych, czyli wprowadzenie współpłacenia za niektóre świadczenia, bo bez tego nie będzie „przestrzeni” dla zaistnienia ubezpieczeń dodatkowych.
Można powiedzieć: nareszcie! Rządzący zrozumieli, że tylko wtedy można mówić o – w miarę powszechnych – dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych, gdy są to ubezpieczenia „od dopłat do leczenia”, a nie ubezpieczenia „od niewydolności systemu” czyli „od kolejek” do czego wcześniej próbowano nas przekonać.
A jednak w tej zapowiedzi ministra Neumanna pobrzmiewa fałszywa nuta, która budzi mój niepokój. Chodzi o kolejność, o przyczynę i cel zapowiadanych zmian. Bo czy rzeczywiście powodem ograniczenia koszyka świadczeń ma być wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych? Czy te dodatkowe ubezpieczenia to jest cel sam w sobie? Czy ich wprowadzenie spowoduje poprawę funkcjonowania systemu publicznej ochrony zdrowia?
Moim zdaniem nastąpiło tutaj pomieszanie: kolejności, przyczyn, skutków i celów.
Celem wprowadzenia współpłacenia za leczenie (czyli ograniczenia koszyka świadczeń gwarantowanych) powinno być tylko i wyłącznie zrównoważenia zakresu świadczeń gwarantowanych z wielkością nakładów publicznych na te świadczenia. To zrównoważenie jest z kolei jedynie narzędziem dla celu strategicznego jakim powinna być likwidacja administracyjnego limitowania gwarantowanych świadczeń zdrowotnych i umożliwienie - przez to - realizacji zasady, że „pieniądze idą za pacjentem, a – koniec końców – likwidacja kolejek do leczenia.
Zaistnienie dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych jest jedynie „wtórnym” i „towarzyszącym” zjawiskiem, a nie celem samym w sobie. Środków na leczenie nie przybędzie z powodu wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, ale z powodu wprowadzenia współpłacenia. Ubezpieczenia mogą – co najwyżej – te środki uszczuplić o ich koszty własne i o zysk dla ubezpieczycieli. Nie oznacza to oczywiście, że dodatkowe ubezpieczenia nie maja swojej roli do odegrania. Jeżeli dopłaty do leczenia będą odpowiednio powszechne i – w miarę – wysokie, to na pewno jakaś część ludzi będzie wolała płacić regularnie niewielką składkę miesięczną niż być zaskakiwana bezpośrednimi dopłatami w razie choroby. Zawsze jednak dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne będą sprawą WTÓRNĄ.
Jeśli by współpłacenie nie miało spowodować likwidacji limitowania gwarantowanych świadczeń zdrowotnych i kolejek do leczenia, to sens jego wprowadzenia i uzasadnienie byłyby bardzo wątpliwe. Mogłoby to zostać odebrane jedynie jako chęć wydrenowania kieszeni pacjentów bez dania im (pacjentom) coś w zamian. Kto wie, czy nawet nie potraktowano by tego jako chęć wsparcia firm ubezpieczeniowych i zapewnienia im dodatkowych dochodów. Przestrzegałbym rządzących przed takimi działaniami. Tylko współpłacenie jako element spójnego programu naprawy publicznej ochrony zdrowia i stworzenia systemu „bezkolejkowego” będzie zaakceptowane przez obywateli. Oczywiście obok wprowadzenia współpłacenia konieczne są także inne działania w tym kierunku.