Szanowny Panie Ministrze, jako pacjenci onkologiczni namawiamy Pana w ramach racjonalizacji wydatków na leczenie do zainicjowania, kontrolowania i prowadzenie aż do skutku - kampanii mycia rąk.
Wydaje się to być skuteczniejszym pomysłem na wygenerowanie dodatkowych środków niż systematyczne ograniczanie dostępności do nowych leków ratujących czy przedłużających nam życie. Uważamy, że promowanie mycia rąk przed i po kontakcie z nami - pacjentami da efekt w postaci zmniejszenia liczby zakażeń szpitalnych (ograniczona transmisja MRSA), skrócenia czasu hospitalizacji z tego powodu. Czyli - oszczędności, oszczędności i jeszcze raz oszczędności!!!
Obecność bakterii chorobotwórczych w placówkach mających, z definicji, świadczyć opiekę zdrowotną, potwierdzają nie tylko zakażenia lub sączące się rany, ale także kolonizowane obszary normalnej skóry pacjenta. Czas przeżycia drobnoustrojów na rękach personelu medycznego, po kontakcie z chorym wynosi od 2 do 60 minut. Im kontakt ów jest dłuższy, tym większy stopień skażenia rąk.
My sami także apelujemy do środowiska pacjenckiego o częste mycie rąk w domu, przychodni i szpitalu. Jednorazowe akcje typu „uwaga idzie grypa” itd. nie dają efektów obniżenia kosztów leczenia. Dopiero stały, konsekwentnie wdrażany i promowany program mycia rąk może, w dłuższym okresie, dać to na czym powinno Panu zależeć, czyli - zmniejszenie wydatków przy wzroście efektywności leczenia.
Wędrówka patogenów za pośrednictwem rąk personelu medycznego stanowi najpowszechniejszy model przenoszenia zakażeń występujących w większości placówek opieki zdrowotnej. A co potem? Krótka piłka - wydatki na walkę z patogenami - czyli wzrost kosztów niezbędnych środków dezynfekcyjnych, antybiotyków i wyrobów medycznych.
Zbyt rzadkie, niedokładne mycie, niewłaściwa antyseptyka rąk personelu medycznego lub zaniechanie tych czynności generują koszty, nad którymi trudno zapanować. Zanim wprowadzimy teoretyczne, kosmiczne procedury mordujące finansowo szpitale, zacznijmy od prostych i tanich, ale systematycznych działań. Coś trzeba robić, nie da się dłużej symulować pracy nad reformą służby zdrowia.
Może mycie rąk do 40 razy w czasie zmiany, przy dużej intensywności pracy ludzi wykonujących zawód medyczny przestanie być traktowane jako fanaberia. Wiemy, że rękawice jednorazowego użytku nie zastąpią higieny rąk.
Ręce myjemy dokładnie, mydłem i wodą przez ok. 60 sekund. Może warto byłoby uczyć tego w szkołach; także wyższych. Jeżeli stosujemy środki odkażające na bazie alkoholu, to ręce myjemy do 30 sekund, pocierając je do momentu, aż będą suche.
Powinniśmy pamiętać, że standardowego mycia mydłem i odkażania alkoholem nie stosujemy łącznie, a jedynie rozdzielnie. Zasada ta nie dotyczy procedury przygotowania do wykonywania operacji i zabiegów. Osuszanie rąk nie może być wykonywane za pomocą ręczników stałych wielokrotnego użytku, unikajmy także gorącej wody zwiększającej, przy wielokrotnym myciu ryzyko wywoływania stanów zapalnych skóry.
Jakże to wszystko proste i tanie!
Tylko wprowadzić i konsekwentnie egzekwować bez wstydu, że się Resort Zdrowia, w osobie jego lidera zajmuje tym, co głosi elementarz. Elementarz głosi, ale efektów nie ma, więc edukację trzeba podjąć z najwyższego szczebla, apelując także do dorosłych, którzy elementarzowe przykazania stracili z pola widzenia.
Stwierdzono, że wzmocnienie długotrwałego przestrzegania higieny rąk pomaga w zwalczaniu ognisk epidemiologicznych w placówkach opieki zdrowotnej. Jak wynika z różnych publikacji, programy mycia rąk przynoszą oszczędności w relacji: wydajemy 1 złotówkę, a oszczędzamy 25 złotych. Warto? Warto!
Pamiętajmy, że przed przygotowaniem i podaniem nam - pacjentom - leków lub żywności należy zawsze przeprowadzić odkażanie rąk, używając preparatów odkażających na bazie alkoholi ewentualnie umyć ręce zwykłym lub antybakteryjnym mydłem i wodą. Ograniczy to, poza redukcją zakażeń szpitalnych, zachorowalność na zakażenia górnych dróg oddechowych i uciążliwe biegunki. Uciążliwe - dodajmy - dla silnego organizmu. Dla nas - bardzo groźne.