Już za kilka miesięcy wybory parlamentarne. Przed nami szansa, ale zarazem i wielka niewiadoma, co do wyników wyborów i tego, co nastąpi w ochronie zdrowia po rozdaniu mandatów dających prawo do zasiadania w sejmowych ławach. Pomimo dotychczasowych wielkich PR-owskich starań, wszyscy doskonale wiemy w jak opłakanym stanie znajduje się ochrona zdrowia w Polsce. Najlepiej doświadczyli tego ludzie chorzy. Narastająca bieda, w coraz bardziej zadłużających się szpitalach, pacjenci, których trzeba jakoś wyżywić za dobową stawkę w wysokości około 7 zł, braki leków, szczególnie tych nowoczesnych, a zarazem skuteczniejszych, których stosowanie niesie ze sobą mniejsze ryzyko powikłań. Wszechobecna i z każdym dniem nasilająca się frustracja chorych, bo ich stan zdrowia często dramatycznie się pogarsza, zanim doczekają do zaplanowanej w odległym terminie (bo ściśle reglamentowanej) usługi medycznej. Metamorfoza – pacjentów w usługobiorców, a personelu medycznego w usługodawców przyniosły upadek publicznej ochrony zdrowa w Polsce.
Otaczająca nas rzeczywistość, to leczenie ludzi chorych, potocznie nazywane udzielaniem świadczeń zdrowotnym za śmiesznie wyceniane na kilkanaście złotych punkty. Jakość w ochronie zdrowia „leci na łeb, na szyję” i chyba wszyscy, a z pewnością my lekarze najlepiej to widzimy. 5 zł dla radiologa za opis zdjęcia rentgenowskiego to stawki urągające zawodowi lekarza, zaś 14 zł- 20 zł/h za gotowość kardiochirurga czy neurochirurga do pracy na dyżurze pod telefonem może jedynie wywołać zażenowanie i złość, że daliśmy przyzwolenie na to i pozwoliliśmy doprowadzić do takiej sytuacji. Roboczogodzina pana po ukończonej trzyletniej szkole zawodowej w autoryzowanej stacji obsługi pojazdów, często wyceniana jest na ponad 200 zł, kiedy praca lekarza w wysokospecjalistycznym szpitalu to w wielu przypadkach zaledwie ułamek tej kwoty. Złośliwi powiedzą: "Trzeba było się uczyć!"
Cóż zrobić? Lekarze nadrabiają pracą hurtową. W jednej z warszawskich Poradni zapisy do kardiologa odbywają się, co 5 minut, z adnotacją, że w niektórych, uzasadnionych przypadkach czas wizyty może ulec nieznacznemu wydłużeniu. Co można zrobić w 5 minut? Złośliwi twierdzą, że jedynie dobrze przywitać się i pożegnać. Czy w 5 minut można zebrać wywiad lekarski, zbadać dokładnie pacjenta i zalecić mu odpowiednie leczenie?! Fikcja, która powinna zostać już dawno ukrócona! Ale co zrobić, kiedy coraz bardziej brakuje lekarzy, a wycena świadczeń medycznych zamiast rosnąć, często spada, doprowadzając do tego typu patologicznych sytuacji. Brak nadzoru nad długością wizyt i jakością udzielanych świadczeń wynikają ze świadomości, że lekarzy jest zbyt mało w stosunku do potrzeb medycznych naszego społeczeństwa i na chwilę obecną nic nie da się z tym zrobić.
Co gorsza, czeka nas kolejna fala emigracji, której nie zatrzyma otwieranie nowych wydziałów lekarskich, które będą kształciły lekarzy na potrzeby innych krajów. Niemcy już jakiś czas temu zapowiedzieli, że niebawem będą potrzebowali dodatkowych 30 tys. lekarzy i wyrazili głębokie zadowolenie, że w Polsce otwierane są nowe wdziały lekarskie… Komentarz pozostaje w tym wypadku rzeczą zbędną.
W systemie od lat brakuje pieniędzy, bo rządzący nie mają odwagi powiedzieć, że leczenie kosztuje i wymaga pilnego wzrostu nakładów. Do tego wszystkiego przemęczone i podupadające na zdrowiu pielęgniarki, których średnia wieku dramatycznie rośnie, bo osoby młode nie mają zamiaru tracić zdrowia i marnować życia w kraju, w którym nie docenia się ciężkiej i odpowiedzialnej pracy.
Lekarze w Polsce jak w żadnym innym kraju zostali zamienieni w biurokratów, którzy zamiast właściwie leczyć i zająć się pacjentami wypełniają sterty różnych dokumentów i sprawdzają poziomy refundacji leków. A refundacja, jak okazuje się w praktyce rzecz znacznie ważniejsza od chorego, bo w razie pomyłki na kilkunastu receptach NFZ może nałożyć dotkliwe kary finansowe.
Do tego wszystkiego odbierająca nadzieję lekarzom bezsilność reprezentujących ich Izb Lekarskich, które niestety niewiele zdziałały, aby pomóc swoim członkom, by ci mogli godnie wykonywać w swoim kraju zawód, do którego się przygotowali i zamiast papierami zająć się wreszcie leczeniem chorych.
Do tego wszystkiego dochodzi widmo kar nakładanych przez pracodawców, którzy w wielu przypadkach wymuszają na swoich pracownikach oszczędności często kosztem i życia i zdrowia pacjentów, bo inaczej „szanowny kolega, lub droga koleżanka pożegna się z pracą”.
Po drugiej stronie barykady dyrektorzy szpitali, którzy również podstawieni pod ścianą nie mogą i nie dodrukują dodatkowych pieniędzy na podwyżki często głodowych pensji , szczególnie średniego i niższego personelu medycznego, a więc muszą drastycznie ciąć koszty. W niewiele lepszej sytuacji znajdują się dyrektorzy poszczególnych oddziałów NFZ, którzy mają również ograniczone środki do podziału, a kołderka jak wiemy jest bardzo krótka i każdy ciągnie ją w swoją stronę, jak tylko może…
Na końcu tego barwnego korowodu znajdują się mający się jak pączki w maśle politycy. Część z nich trwa nieprzerwanie na swoich stanowiskach z uśmiechem na ustach i nadal skutecznie oszukuje społeczeństwo, mówiąc, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Tylko jeszcze na same efekty trzeba nieco poczekać.
Cierpliwość powoli się kończy, bo czara goryczy zaczyna się coraz bardziej przelewać. Nie ma się, co łudzić, za pielęgniarkami, które zapowiadają strajki, z pewnością ruszą pozostałe grupy pracowników szpitali. Ludzie mają dość coraz bardziej fatalnych warunków pracy oraz płac, które często urągają ich godności. Bo, czy normalne jest, że przepracowana i przemęczona pielęgniarka wypruwając sobie żyły zarabia w ciągu miesiąca tyle, ile jej koleżanka za Odrą zarabia w ciągu zaledwie pięciu dni znacznie lżejszej pracy.
Polska służba zdrowia się sypie, dlatego wybory mają szansę wygrać Ci, którzy najwięcej obiecają Polakom jeśli chodzi o zdrowie. Jednak, aby dostali prawdziwy mandat zaufania, obietnice te muszą być obietnicami, które zostaną zrealizowane.
Coraz częściej zastanawiamy się, co stało się z ludzką twarzą medycyny, dlaczego ludzie odpowiedzialni za kształt ochrony zdrowia w Polsce, tak brutalnie obdarli ją z humanizmu?! Do czego doprowadzili bezmyślni politycy i armie urzędników, które oderwały lekarzy od pacjentów, zapędzając ich do pracy z papierami i strasząc horrendalnymi karami finansowymi. Jak wiadomo nie ma ludzi, którzy w ciągłym pośpiechu nie popełnią błędów i każdego za coś zawsze można ukarać, bo jak mawiał prokurator Stalina Andriej Wyszyński: „Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”..
Dehumanizacja medycyny, pacjent traktowany nie, jako chory człowiek, ale jako świadczeniobiorca, którego odpowiednio należy wypunktować. Wtedy jest szansa, że szpital może, choć trochę zarobi, a dzięki temu nie wygeneruje większego długu.
Doczekaliśmy się niestety czasów, w których zdrowie ludzkie stało się nisko wycenianym towarem, a najbardziej chorzy to osoby najmniej pożądane w szpitalach. Gdzie podziała się medycyna, gdzie na pierwszym miejscu był chory, jego zdrowie i potrzeby?! Studiując przed laty mówiono nam, że najważniejszy jest pacjent, teraz mówi się, że najważniejsze jest zbilansowanie oddziału, a przynajmniej nie pogłębianie jego długów.
Lekarze coraz częściej straszeni są zwolnieniami za niegospodarne postępowanie, tzn. za zlecanie zbyt dużej ilości badań. Dlaczego w aspirującym do nowoczesnego państwie mamy rozpadającą się służbę zdrowia, z której nikt, prócz decydentów leczących się na zupełnie innych zasadach, niż reszta społeczeństwa nie jest zadowolony?
Czy zbliżające się wybory parlamentarne przyniosą jakieś pozytywne zmiany, które dadzą nadzieję na lepszą przyszłość zarówno pacjentom, jak i będącemu na skraju wytrzymałości i przepracowanemu personelowi medycznemu? Jeśli nie, to już niebawem czeka nas medyczna zapaść, bo kto będzie leczył Pacjentów, kiedy pielęgniarki i lekarze coraz częściej zaczynają pakować walizki myśląc na poważnie o własnych rodzinach i normalnym życiu, tam, gdzie można praktykować medycynę w normalnych warunkach, robiąc to, do czego zostali wykształceni i nie tracąc przy okazji własnego zdrowia, nie marnując życia w kraju, który ich kompletnie nie docenia.
Bo przecież są kraje, gdzie w poradni lekarz w ciągu dnia przyjmuje 8, a nie 40 pacjentów. Są szpitala, gdzie najważniejszy jest pacjent, a nie jak największe oszczędności, właśnie kosztem jak najtaniej zdiagnozowanego chorego. Jednie tam można mówić o wysokiej jakości usług zdrowotnych, a chorzy mają dużą satysfakcję, głównie, dlatego, że lekarz dokładnie się nimi zajął. W Polsce zaganiany doktor często nawet nie zbada pacjenta, nie mówiąc już o jakiejkolwiek bliższej relacji.
Przyszłość polskiej służby zdrowia maluje się w ciemnych barwach. Już teraz, co trzeci student medycyny deklaruje chęć wyjazdu po ukończeniu studiów. Również z ust starszych lekarzy coraz częściej można usłyszeć, że rozważają rezygnację z pracy w państwowych szpitalach, bo nie da się normalnie pracować i utrzymać godnie rodziny, a do tego mieć dla niej, choć odrobinę wolnego czasu. A życie przemija i czasu już nie cofniemy.
Z pewnością do kreowania skutecznej polityki zdrowotnej potrzebni są mądrzy ludzie, a nie bezduszni dyletanci-showmani. Bez mądrych następców, którzy zastąpią obecnych złotoustych hipokrytów czeka nas jeszcze większa zapaść.
Głosujmy, zatem w pierwszej kolejności na tych, którzy obiecają wzrost nakładów w ochronie zdrowia. Muszą to być jednak ludzie, którzy w przeszłości potrafili dotrzymać danego innym słowa. Bez większych nakładów na ochronę zdrowia niestety nie będzie miał, kto leczyć Polaków, a biedniejące i schorowane społeczeństwo nie będzie w stanie zapewnić sobie ciągłości leczenia, bo ludzi coraz częściej po prostu nie stać na ciągle drożejące leki.
Zdrowie i życie ludzkie to wartości bezcenne i z pewnością powinniśmy powierzyć je ludziom, którym choć trochę ufamy i wiemy, że zrobią wszystko by naprawić jeden z najgorzej finansowanych systemów ochrony zdrowia w Europie.
Uwierzmy, że może być lepiej i dokładnie rozważmy, którzy kandydaci dadzą nam gwarancję bezpieczeństwa zdrowotnego. Ci, którzy się nie sprawdzili nie powinni dostać drugiej szansy, bo cena życia ludzkiego jest ceną zbyt wysoką, aby po raz kolejny pozwalać na przeprowadzanie nieprzemyślanych i nic niewnoszących z punktu widzenia pacjentów pseudoreform, szumnie nazywanych „pakietami”, które wprowadziły jedynie większy chaos.