Rozmawiałem ostatnio ze znajomą, która wróciła z tygodniowego rejsu po Morzu Śródziemnym. Na pytanie jak było, odpowiedziała: „Nigdy więcej – koszmar. W nocy, podczas mojej wachty, wysokie fale przelewały się przez pokład, a ja się zwyczajnie bałam. Bałam się, bo kapitan nie wzbudzał zaufania i był niekompetentny”.
Słysząc tę opowieść, pomyślałem o analogiach do polskiego systemu ochrony zdrowia. Dokąd ten statek płynie? W którą stronę podąża i jaki jest plan tej żeglugi? Do jakiego portu chce dopłynąć? Ponadto, jaki jest poziom kompetencji naszego kapitana? W jakim trybie i z jakich powodów podejmowane są decyzje na mostku kapitańskim przy ulicy Miodowej? Czy to spójna, przemyślana strategia, czy permanentne gaszenie pożarów?
Kilka miesięcy temu usłyszeliśmy o decyzji decentralizacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Wielu z nas postawiło sobie pytanie: po co? Czemu ma to służyć? Następnie oczekiwaliśmy założeń do projektu ustawy – nie dzieje się nic. Wiele miesięcy temu ogłoszono, że trwają prace nad ustawą o zdrowiu publicznym, tak potrzebną w starzejącej się Polsce. Czas mija, i w tej sprawie dzieje się mało. Od lat na biurkach Ministerstwa Zdrowia leżą też kolejne projekty ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych.
U pacjentów, pielęgniarek, lekarzy narasta poczucie zagrożenia. Łódź nabiera wody – tonie. Taka jest diagnoza pesymistyczna. Diagnoza realistyczna? Jeśli nie tonie, to niewątpliwie pływa w kółko. Optymistycznej – brak!
Tekst jest słowem wstępnym w majowej Służbie Zrowia.