Ataki na prof. Chazana, lekarza, który skorzystał z klauzuli sumienia i odmówił wykonania pewnych czynności dozwolonych prawem, uznając, że są one złe moralnie, były nieproporcjonalnie zaciekłe w stosunku do rzeczywistej rangi tego wydarzenia. Głos w tej sprawie zabrali nie tylko dziennikarze, komentatorzy i różnego rodzaju specjaliści, ale także minister zdrowia, jego zastępca, przedstawiciel NFZ i nawet sam premier. A przecież nie był to ani pierwszy, ani ostatni przypadek korzystania przez lekarza z klauzuli sumienia. Poza tym - generalnie rzecz biorąc – jest to problem marginalny, bo marginalna jest (dzisiaj!) liczba procedur w polskiej służbie zdrowia, które budzą wątpliwości moralne.
Podobnie nieproporcjonalną reakcję, niemal histerię, wywołała tzw. deklaracja wiary lekarzy katolickich, którzy publicznie oświadczyli, że nakazy etyczne (wynikające z prawa Bożego) są dla nich ważniejsze niż prawo stanowione („ludzkie”). O tym, że znaczna część Polaków, w tym lekarzy, kieruje się taką hierarchią wiedziano od dawna. A jednak teraz zdecydowano się wyciągnąć przeciwko nim działa najcięższego kalibru oskarżając ich nawet o to, że – kierując się swoim sumieniem – będą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa chorych !.
Do tego ataku przyłączyli się także niektórzy lekarze, zapewne nie podzielający światopoglądu prof. Chazana ani wiary, że istnieje prawo Boże. Być może uznali, że jest to dobra okazja, aby „uderzyć” w swoich ideologicznych przeciwników. Nie zauważyli jednak, że – tym samym – uderzają w samych siebie jako lekarzy i w etos swojego zawodu, a przy okazji pomagają rządzącym założyć „smycz” na swoje własne szyje.
Nie jest tajemnicą, że w państwach, w których opieka zdrowotna opiera się na finansowaniu ze środków publicznych, rządzący chcieliby aby lekarze byli im bezwzględnie posłuszni i identyfikowali się z ich „polityką” bez zastrzeżeń. Wynika to z faktu, że systemy publicznej ochrony zdrowia szybko zderzają się z problem znacznego niedoboru środków w stosunku do deklarowanego przez polityków zakresu świadczeń refundowanych. Politycy lubią bowiem obiecywać obywatelom jak najwięcej, ale przeznaczać na ten cel jak najmniej pieniędzy. Z punktu widzenia polityków są to bowiem pieniądze w dużej części zmarnowane: Nie poprawiają znacząco wskaźników zdrowotnych społeczeństwa, a przedłużając życie ludziom chorym i starym dodatkowo mnożą koszty. Politycy chcieliby zatem ograniczyć nakłady na publiczną ochronę zdrowia, ale tak, aby ludzie tego nie zauważyli i nie buntowali się. Najlepszymi „wspólnikami” w tym dziele mogliby być lekarze. To oni bowiem zlecając badania, wypisując leki lub prowadząc terapię stają się „dysponentami środków publicznych” i decydują czy tych środków wyda się więcej, czy mniej. Politycy chcieliby zatem mieć takich lekarzy, którzy wykonają wszystkie ich polecenia w tym zakresie i zrobią to tak, aby chorzy nie uznali tego za działania złe czy niedopuszczalne.
Muszą zatem odpowiednio „wytresować lekarzy”, muszą nauczyć ich, że prawo stanowione, będące emanacją polityki rządzących, jest ważniejsze niż „jakieś” prawo Boże, zasady moralne, etyka czy sumienie poszczególnych lekarzy. Muszą też przekonać społeczeństwo, że lekarz, który kieruje się sumieniem jest zagrożeniem dla chorego i jego największym wrogiem, a największym gwarantem bezpieczeństwa pacjenta jest „prawo ludzkie” stanowione przez rządzących.
Pewną – stosunkowo łagodną – próbkę realizacji takiego scenariusza, w którym lekarze mieli posłusznie wykonać zaplanowane przez rządzących działania ograniczające dostęp chorych do niektórych świadczeń gwarantowanych (leków) mieliśmy ponad 2 lata temu. Wprowadzono wówczas ustawę o refundacji leków i nowe zasady wypisywania leków refundowanych. Lekarze zbuntowali się, uznając, że niektóre przepisy prawa stanowionego są krzywdzące dla pacjentów i dla nich samych oraz łamią podstawowe zasady etyczne (jak np. proporcjonalność kary do winy, czy równy dostęp chorych do leków). Ówczesna „akcja pieczątkowa” lekarzy, polegająca na niezaznaczaniu odpłatności za lek, była w istocie takim grupowym skorzystaniem z klauzuli sumienia. Jak wykazały badania opinii społecznej – większość społeczeństwa podzieliła wówczas stanowisko lekarzy, co zapewne rządzący wzięli pod uwagę i uznali, że potrzeba bardziej intensywnej „tresury” lekarzy i społeczeństwa w tym zakresie. Dzisiejszy atak na prof. Chazana i podważanie tego, że zasady etyczne są ważniejsze niż prawo stanowione jest taką właśnie „tresurą”, jest tworzeniem „nowego lekarza”, funkcjonariusza państwa, podporządkowanego całkowicie i bezrefleksyjnie władzy. Taki nowy lekarz już niedługo może być bardzo rządzącym potrzebny, bo bankructwo publicznej służby zdrowia jest oczywistym faktem.
Chciałbym spytać tych lekarzy, którzy dzisiaj popierają rząd w jego walce z niezależnością sumienia lekarskiego i z wyższością zasad etycznych nad prawem stanowionym. Co zrobicie, gdy pewnego razu pojawi się prawo stanowione, stwierdzające, że (z powodu nikłych pozytywnych efektów zdrowotnych w skali społecznej, przy wysokich kosztach), lekarze nie podejmują następujących świadczeń: …..(reanimowanie osób powyżej …roku życia, stosowanie chemioterapii u chorych onkologicznych powyżej … roku życia., ratowanie noworodków z wagą urodzeniową poniżej…. Itp. itd).
Popierając dzisiaj rząd w walce z niezależnością i nadrzędnością etyki i sumień lekarskich nad prawem stanowionym lekarze (i wszyscy inni) pozbawiają się prawa aby jutro czynnie zaprotestować przeciwko najbardziej nawet amoralnym rozwiązaniom w ochronie zdrowia, które wprowadzą rządzący. A przytoczone przykłady nie są wcale dalekie od życia. Już dzisiaj pewne elementy takiej polityki są wprowadzane w krajach demokratycznych, cywilizowanych, w których prawa człowieka są „oczkiem w głowie” rządzących.
Dlatego – moim zdaniem – dzisiaj wszyscy lekarze, również ci, którzy nie zgadzają się ze światopoglądem prof. Chazana powinni stanąć w jego obronie. Jest to bowiem obrona nie konkretnego człowieka, czy konkretnego światopoglądu, ale etosu zawodu lekarza, którego najbardziej podstawową cechą było zawsze kierowanie się sumieniem i etyką oraz niezależność od kaprysów władzy, władców i ich polityki.
I na koniec pytanie: Czy przypadkiem jest, że obecny atak na niezależność (sumień) lekarzy ma miejsce w czasie, gdy rząd ogłasza właśnie projekt „prawa stanowionego” w zakresie „pakietu kolejkowo-onkologiczego”, którego istotę oddał niedawno pan premier w następujących słowach: „Opór lekarzy będzie spory. Czeka nas twardy bój, bo chcielibyśmy uzyskać od nich gotowość do bardziej intensywnej pracy za te same pieniądze”.
Krzysztof Bukiel