„Wygrali wszyscy. Zwyciężył minister Arłukowicz” – ten tytuł w jednym z ogólnopolskich dzienników wielce mnie zaskoczył. Mam bowiem całkiem inną ocenę zaistniałej sytuacji. Moim zdaniem wszyscy przegraliśmy. A jeśli już mówić o zwycięstwie – to jedynie pyrrusowym. „Jeszcze jedno takie zwycięstwo i będę zgubiony” oznajmił po wygranej bitwie starożytny król Sycylii i Macedonii. Według mnie straty w starciu o pakiet onkologiczny są ogromne.
Po pierwsze ucierpiał wizerunek lekarzy. Społeczeństwo instynktownie zawierzyło prezentowanej przez Ministerstwo Zdrowia wersji, że mamona odebrała wrażliwość, rozum i empatię bezdusznym doktorom. Ministerstwo pokazywało ich jako biznesmenów, których głównym imperatywem jest dbałość o własną kondycję finansową. Społeczeństwo dość bezkrytycznie tę prawdę kupowało, bo lekarz w jego mniemaniu ma jednocześnie pokornie służyć i poświęcać się dla sprawy. Myśl, że wykonywanie tego, zresztą bardzo szlachetnego zawodu, to również źródło pracy zarobkowej raczej się, przez te wszystkie wypowiedzi, nie przebiła. W większość komentarzy wmieszano przysięgę Hipokratesa, która rzekomo wyklucza jednoczesne zarabianie i pomaganie ludziom.
Warto się może zastanowić nad tym, że cała ta historia nie tylko nie posłużyła lekarzom, ale i dla pacjentów stała się szkodliwa. Nadwerężyła zaufanie. Wzajemne zrozumienie, szacunek, dialog, współpraca są niezbędne, by lekarz mógł skutecznie pomóc choremu. I w tej kategorii, przynajmniej na jakiś czas, stracili i lekarze i pacjenci.
A minister zdrowia? Wygrał? Nie – przegrał, bo nie udało mu się nawiązać dialogu ze środowiskiem. Zamiast rzeczowych argumentów pojawiły się epitety, oskarżenia rodem z realnego socjalizmu, a na twarzy zamiast życzliwości agresja i zapalczywość. Szkoda. Od lidera i ministra można oczekiwać więcej. I wreszcie – przechodząc do argumentów stricte merytorycznych – przegrała logika.
Dobry proces leczenia jest funkcją trzech parametrów: zasobów kadrowych, infrastruktury i środków finansowych. Po 1 stycznia 2015 nie przybyło w Polsce ani lekarzy ani pielęgniarek, w tej dziedzinie lokujemy się znacząco poniżej średniej europejskiej. Nie wzrosła również liczba dobrych ośrodków onkologicznych i innych, w których pacjentom zostanie zaoferowany proces leczenia spełniający najwyższe standardy.
W tym przypadku szumne, ministerialne zapowiedzi sprowadzić można do obrazu: szeroko otwarte drzwi, a za nimi nadal wąskie, zatłoczone korytarze. Ilość środków przeznaczonych na leczenie też się nie zmieniła. Pula jest taka sama. Zatem, dodając pacjentom onkologicznym, zabrano innym. Tylko którym? Kto ma odwagę to powiedzieć?