Przed II Wojną Światową było w Polsce około 12 tysięcy lekarzy, z których 1/3 wojny nie przeżyła. Problem tzw. „komuniści” zaczęli po wojnie rozwiązywać na dwa sposoby: pierwszy to było tworzenie uczelni medycznych, drugi to przyspieszone kształcenie na skróty tzw. felczerów, czyli ludzi nauczonych podstawowych ówczesnych czynności praktycznych. Bardzo szybko się z tego kształcenia felczerów wycofano, gdyż zorientowano się, że funkcjonowanie w medycynie osób niedostatecznie wykształconych przynosi więcej szkody niż pożytku, a np. w wojsku felczerów skierowano na WAM, aby ukończyli normalne studia lekarskie. A i tak udało się „Komunie” liczbę lekarzy więcej niż zdziesięciokrotnić.
Istotą studiów medycznych jest bowiem rozbudowane przygotowanie teoretyczne, które umożliwia tak wykształconym osobom dalsze kształcenie się wraz ze zmieniającą się wiedzą lekarską. Dość powiedzieć, że 90 % tzw. praktycznej medycyny, której mnie uczono na studiach to dzisiaj jest tej medycyny historia. Ale kod genetyczny historią nie jest. Lekarza kształci się na pięćdziesiąt lat. Dzisiejsza teoria jest podstawą praktyki jutra.
Różnica między szkołą średnią a uczelnią wyższą polega na tym, że w szkole średniej uczą nauczyciele, którzy sami się tej nauczanej wiedzy tylko nauczyli z książek. W uczelni wyższej nauczać powinni ludzie, którzy w tworzeniu tej wiedzy uczestniczą. Inaczej mówiąc, ludzie którzy w nauczanych przez siebie dziedzinach prowadzą własne badania naukowe. I którzy dla studentów będą stanowili wzory osobowe pokazujące, jak nadążać za stałym postępem w danej dziedzinie.
Obecny szał otwierania kierunków lekarskich przez instytucje, które nie mają zaplecza kadrowego do tego kształcenia sugeruje, że rządzącym, ale i medycznym dyletantom z tych instytucji wydaje się, że lekarz powstaje po ubraniu osobnika w biały kitel i nauczeniu go, że jakiś proszek podaje trzy a nie cztery razy dziennie i nie przed a po jedzeniu. Otóż, żeby nauczać trzeba najpierw samemu umieć i dalej się uczyć
Polskiemu pacjentowi nie wystarcza samo przyjęcie go przez lekarza. Pacjent potrzebuje, aby ten lekarz był w stanie rozwiązać jego problem. A tego się bez rzetelnego kształcenia osiągnąć nie da. Niedouczony „lekarz” zamiast leczyć będzie generował błędy medyczne.