Jak podają media, są powody aby sądzić, iż w kopalni Mysłowice-Wesoła, gdzie miał miejsce ostatnio tragiczny wypadek, osoby odpowiedzialne zlekceważyły istniejące zagrożenie związane z nadmiernym stężeniem metanu. Wiele wskazuje na to, że pomimo niebezpieczeństwa, o którym było wiadomo, wysłano górników do pracy. Jeśli to się potwierdzi, możemy być pewni, że oburzenie na lekkomyślność tych osób będzie powszechne i jak najbardziej uzasadnione. Nie można bowiem świadomie narażać ludzi na groźbę utraty zdrowia i życia. Nie można też – bez względu na okoliczności – ukrywać istnienia takiego zagrożenia, a ludzie, którzy o tym wiedzieli i „siedzieli cicho” będą napiętnowani surowo. Z pewnością prym wśród oburzonych wieść będą dziennikarze.
A gdyby do wypadku nie doszło, pomimo istniejącego zagrożenia? Jak wówczas zareagowaliby dziennikarze wobec osób, które – na przykład w proteście przeciwko złym warunkom pracy, zagrażającym bezpieczeństwu górników – zablokowałyby wejście do kopalni? Czy nie nazwano by ich warchołami, którzy dla swoich prywatnych interesów przeszkadzają ludziom chcącym „spokojnie” pracować?
Pytanie to nurtuje mnie, gdy przypominam sobie, jak – parę miesięcy temu – niektórzy dziennikarze i samozwańczy etycy wystąpili z „wściekłym” atakiem na lekarzy częstochowskiego szpitala, którzy – widząc zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów z powodu zaniedbań dyrekcji szpitala i lokalnych polityków – w proteście przeciwko temu grupowo zwolnili się z pracy.