W w styczniu ogłoszono w Brukseli wyniki kolejnego Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia. Po raz drugi z rzędu Polska zajęła w nim 31. miejsce. Otrzymaliśmy jednak mniej punktów niż rok wcześniej. Lepiej od nas wypadły Bułgaria i Chorwacja, które później wstąpiły do UE, a także Macedonia i Albania. Od 2012 r. spadliśmy o 4 miejsca.
Podczas ubiegłorocznej prezentacji Indeksu dr Arne Bjoernberg, kierownik badań, zwrócił uwagę na to, że polska opieka zdrowotna pozostaje coraz bardziej w tyle, a jej problemy wydają się z czasem pogłębiać.
Część ekspertów zwraca uwagę, że analizy opracowywane przez szwedzki Health Consumer Powerhouse, który jest autorem Indeksu, mają charakter konsumencki i podstawowy wniosek, jaki można wyciągnąć z pozycji Polski jest taki, że nasz system opieki zdrowotnej jest słabo zorientowany na klienta. Jesteśmy w tym rankingu oceniani gorzej niż inne kraje regionu, mimo iż wiele wskaźników dotyczących zdrowia jest u nas lepszych.
Pocieszenie to jednak niewielkie, skoro pozycja Polski od lat systematycznie się pogarsza. Tym bardziej, że podobnie niekorzystne tendencje obserwujemy również w innych porównaniach międzynarodowych. Jesienią ubiegłego roku ogłoszony został raport Fundacji Bertelsmana – „Sprawiedliwość społeczna w UE”, w którym co trzy lata bada się funkcjonowanie pomocy społecznej, edukacji, ochrony zdrowia, a także kwestie wykluczenia społecznego, dyskryminacji i biedy. Polska w ocenie łącznej znalazła się ostatnio na 16. miejscu (na 28 krajów UE) i poprawiła swoją pozycję w stosunku do poprzednich lat. Dokonaliśmy postępu w wielu obszarach objętych badaniem, z jednym wyjątkiem – funkcjonowania służby zdrowia.
W tej dziedzinie znaleźliśmy się dopiero na 26. miejscu, wyprzedzając jedynie Łotwę i Rumunię. I, podobnie jak w Europejskim Indeksie Zdrowia, uzyskaliśmy mniejszą liczbę punktów w porównaniu z poprzednim okresem. W maju 2012 r. minister Arłukowicz mówił, że 27. pozycja Polski w rankingu europejskim jest powodem do zmartwienia. Zapewnił wówczas, że resort postara się „przeanalizować, jak to się dzieje, że znaczący wzrost nakładów w ciągu ostatnich kilku lat nie przekłada się na znaczącą poprawę jakości”. Od tego czasu spadliśmy na 31 miejsce. Wspomniana wówczas potrzeba analizy funkcjonowania ochrony zdrowia staje się dzisiaj jeszcze bardziej paląca.
W ub. roku minęło 15 lat od czasu wprowadzenia przez rząd Jerzego Buzka czterech wielkich reform. Jedną z nich była reforma opieki zdrowotnej. Podstawowym jej założeniem, najkrócej mówiąc, było uznanie, że zadaniem rządu jest sterować łodzią, a nie wiosłować. Przez wiosłowanie rozumiano bezpośrednie świadczenie usług publicznych na rzecz obywateli, w czym rząd miał nie być zbyt dobry. Lepsze miały być placówki skomercjalizowane.
Postępująca od tego czasu komercjalizacja i prywatyzacja opieki zdrowotnej, przy stosunkowo niskich nakładach publicznych oraz szczupłości kadr medycznych, to niewątpliwie najistotniejsze czynniki wpływające na obecną nie najlepszą sytuację ochrony zdrowia. Dochodzi do tego słabość państwa, które wprawdzie coraz mniej wiosłuje, ale najwyraźniej nie daje sobie rady z utrzymaniem steru. Najwyższy czas zatem na krytyczną całościową analizę funkcjonowania systemu i wyciągnięcie wniosków. Przygotowanie raportu w tej sprawie i zorganizowanie debaty to zadanie władz publicznych. Warto więc wrócić do zapowiedzi ministra sprzed trzech lat.