Ostatnio w jednym z serwisów informacyjnych przeczytałem wypowiedź miejscowego przedstawiciela rządzącej partii, iż szpitale powiatowe powinny być w „siatce szpitali powiatowych, zarządzanych przez szpitale specjalistyczne”. Tylko po co dużemu szpitalowi mała placówka? W dodatku taka, która przeszła proces restrukturyzacji, pilnuje aby koszty nie przewyższały dochodów, potrafi wypracować zyski i nie wykorzystuje pacjentów do pozyskanie dodatkowych środków publicznych, kiedy kontrakt nie wystarcza na bieżące potrzeby. Taki szpital to niewygodna konkurencja.
W rozwiniętej gospodarce, jeśli firma chce wygrać z konkurencją przygotowuje lepszy produkt. Coraz częściej mam wrażenie, że w ochronie zdrowia wracamy do modelu gospodarki który można streścić w jednym zdaniu: „Czy się stoi czy się leży, kontrakt się należy (niektórym)“. Do tego sprowadza się pomysł tworzenia sieci szpitali, który nieco z boku wprowadza obecnie Ministerstwo Zdrowia i NFZ. Pod hasłami jakości i kompleksowości świadczeń, urzędnicy zabrali się do aneksowania kontraktów na przyszły rok. Z jednej strony słyszymy, że środków na leczenie szpitalne będzie tyle samo a z drugiej prawie każda placówka powiatowa otrzymała propozycje niższego kontraktu. Jest spore prawdopodobieństwo, że zaoszczędzone w ten sposób środki zasilą budżety dużych publicznych jednostek, które zgodnie z przyjętym ostatnio dogmatem jako jedyne naprawdę leczą. Te mniejsze, żeby zapewnić odpowiedni poziom leczenia będą coraz bardziej oszczędzać albo się zadłużać a w końcu pewnie będą zmuszone zakończyć działalność. W ten sposób zniknie konkurencja a pacjenci ustawią się w jeszcze dłuższych kolejkach, pod warunkiem że w ogóle zdołają dojechać do odległej od swojego miejsca zamieszkania placówki.
Cały pomysł sieci szpitali odwraca zapoczątkowaną w latach 90. reformę zdrowia. O podziale środków będą decydowali urzędnicy pod dyktando dużych placówek, które nawet nie myślą o przekształceniach a prywatyzacji boją się jak ognia.
Prawda jest taka, że specjalistycznych szpitali mamy za dużo. Podobnie z placówkami klinicznymi. Wykonują bardzo ważną misję, ale czy ktoś policzył ilu pacjentów szpitali specjalistycznych i klinicznych powinno znaleźć pomoc najpierw u lekarza rodzinnego a w razie potrzeby w najbliższej sobie placówce? Ze statystyki wynika, że w populacji najwięcej zachorowań to nieskomplikowane przypadki. Kataru nie musi leczyć profesor. W interesie państwa, jest aby osoba chora jak najbliżej i jak najszybciej otrzymała skuteczną pomoc. Dlatego najważniejszym elementem systemu jest lekarz rodzinny, który te proste choroby powinien skutecznie leczyć. W razie potrzeby to on powinien kierować pacjenta do najbliższego szpitala. W najtrudniejszych przypadkach pacjent powinien trafić do placówki specjalistycznej a na końcu do kliniki. Wracając do cytatu, od którego zacząłem to raczej małe powiatowe placówki powinny być udziałowcami specjalistycznych jednostek a nie odwrotnie.