Wiele w Polsce mówiono na temat konieczności postawienia problemu funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej wśród najważniejszych priorytetów politycznych państwa. Powtarzano wciąż argument, że bez wsparcia na najwyższym poziomie władzy żadne prawdziwe zmiany nie są możliwe. Wszak pozycja ministra zdrowia czy prezesa narodowego płatnika są zbyt słabe, by przeforsować potrzebne reformy.
I tak, jak to w życiu bywa, okoliczności przyrody się zmieniły. Narastające niezadowolenie społeczne w połączeniu z wybuchającymi raz po raz aferami medialnymi w końcu poskutkowały. Premier wypowiedział się publicznie o konieczności poprawy niepokojącej go coraz bardziej sytuacji. Temat zdrowia Polaków i braku akceptacji dla takiego stanu rzeczy na dobre w końcu doczekał się odpowiedniej uwagi i nagłośnienia. Cała Polska usłyszała groźną reprymendę skierowaną w stronę ministra zdrowia.
Niestety to, co zdarzyło się potem, było już tylko zwyczajowym rozczarowaniem. Minister, czując zagrożenie, szybko znalazł kozła ofiarnego i odwołał prezesa NFZ – w myśl korporacyjnej zasady – jak się pali, udawaj, że działasz aktywnie. I co dalej? Minister zdrowia co prawda coś tam zapowiedział, rzucił się w wir wyjaśniania kolejnej osobistej tragedii ludzkiej, którą system zafundował rodzinie we Włocławku i postarał się o medialną obecność, w tym również nowy znak graficzny firmujący resort zdrowia. Zwyczajowo też został zmuszony do stawienia się w Sejmie – posłuchać, co ma do powiedzenia opozycja parlamentarna w ramach kolejnego już wniosku o wotum nieufności. Przy okazji dyskusji nad wotum nieufności mogliśmy usłyszeć po raz kolejny premiera wypowiadającego się o zdrowiu. Tym razem otoczenie premiera sprawę przemyślało i zdecydowało, że najlepszą obroną jest atak, a jego celem – zagraniczne firmy farmaceutyczne i lobbing w ogóle. Na zakończenie premier zmiękczył ton i wspaniałomyślnie zaproponował, że jeśli jest ktoś, kto ma pomysł na usprawnienie systemu opieki zdrowotnej w Polsce, to on bardzo chętnie podejmie taką rozmowę. I właściwie nastała cisza...
Patrzę na tę całą sytuację z dalszej perspektywy i zapewne wiele rzeczy nie dostrzegam. Mam jednak kilka spostrzeżeń. Po pierwsze, nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego jest tak, że kwestia ochrony zdrowia w Polsce nie może doczekać się rzetelnej propozycji reformy. Abstrahując od sytuacji politycznej w kraju, sam fakt, że premier rządu wypowiada się publicznie na ten temat, powinien być silnym impulsem dla wszystkich zainteresowanych, aby rozpocząć merytoryczną rozmowę. Tu oczywiście pojawia się wyzwanie – nie dość, że wymagałoby to współpracy frakcji politycznych, to jeszcze zaangażowania szerokiej grupy interesariuszy, w tym, o zgrozo, sektora prywatnego.
Po drugie, zastanawiam się, jak to możliwe, że w takich okolicznościach, kiedy społeczeństwo polskie daje coraz silniejsze sygnały niezadowolenia z opieki zdrowotnej zapewnianej przez państwo, kiedy sam premier podejmuje rękawicę, wciąż tolerowana jest bezczynność. Najlepszy przykład to brak regulacji, która zapewniłaby wdrożenie również w Polsce dyrektywy UE dotyczącej transgranicznej opieki zdrowotnej. Od dobrych kilku miesięcy resort rzuca argumentami przeciwko dyrektywie, która Polskę obowiązuje i której wdrożenie należy zapewnić.
Trzecia i ostania refleksja dotyczy umiejętności obsadzania stanowisk. Usłyszałem ostatnio wypowiedź byłej pani prezes NFZ, która stwierdziła, że niemożliwe jest osiągnięcie jakichkolwiek efektów w sytuacji, kiedy polityczne decyzje mogą z dnia na dzień zakończyć kadencję kluczowych osób w systemie i nie ma możliwości zapewnienia długookresowej ciągłości i realizacji strategii. To świetna uwaga, z tym że należałoby jeszcze dodać, że zadziwiające jest w Polsce to, że od wielu lat osoby zajmujące tak wysokie i kluczowe stanowiska, jakim jest funkcja prezesa NFZ, nie są w ogóle do tego przygotowane. NFZ to organizacja, która obraca rocznie astronomiczną kwotą ponad 66 miliardów złotych. Aby zostać prezesem takiej firmy, naprawdę trzeba wiedzieć i potrafić bardzo dużo. Czy doczekamy się w końcu podobnego podejścia w obsadzaniu kluczowych funkcji zarządczych w polskim systemie opieki zdrowotnej? Może od tego należałoby zacząć.
Kocur nie śpi, a myszy harcują
Opublikowano 17 lutego 2014 11:39
Wiele w Polsce mówiono na temat konieczności postawienia problemu funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej wśród najważniejszych priorytetów politycznych państwa. Powtarzano wciąż argument, że bez wsparcia na najwyższym poziomie władzy żadne prawdziwe zmiany nie są możliwe. Wszak pozycja ministra zdrowia czy prezesa narodowego płatnika są zbyt słabe, by przeforsować potrzebne reformy.