Od pewnego czasu w mediach społecznościowych (zwłaszcza na twitterze) w licznych gazetach i w telewizji (zwłaszcza publicznej) pojawia się niemal codziennie informacja o tym, jak bardzo skróciły się kolejki do operacyjnego leczenia zaćmy: z paru lat do paru miesięcy albo wręcz paru tygodni (co w praktyce oznacza „natychmiast”). Likwidacja kolejek była możliwa dzięki działaniom rządu, który zdecydował, aby na tę właśnie procedurę przeznaczyć więcej niż zwykle środków i znieść (na stałe czy czasowo - tego nie wiemy) jej administracyjne limitowanie. Codzienne informowanie o tych działaniach ma – jak się można domyśleć – przekonać wszystkich, że ochrona zdrowia jest rzeczywiście priorytetem rządu. Rządzący najwyraźniej mają nadzieję, że poprawa sytuacji w leczeniu zaćmy – „zaćmi” (nomen omen) obraz głębokiego kryzysu w całej publicznej ochronie zdrowia. Wiadomo przecież, że wszystkich kolejek od razu zlikwidować nie można i od czegoś trzeba zacząć, ale skoro widać tak korzystną zmianę w przypadku jednego świadczenia, to już zaraz podobne zmiany zajdą również w przypadku innych świadczeń.
„Za komuny” kolejki były po wszystko: mięso, czekoladę, kawę, pomarańcze, samochody, meble, telewizory, skarpety itd. I prawie wszystko było administracyjnie reglamentowane (sprzedaż była litmitowana). Od czasu do czasu jednak rządzący robili społeczeństwu swoisty prezent, przeznaczając większe niż zwykle środki na określone produkty, dzięki czemu można było – czasowo – sprzedawać je poza limitem. Taka okresowa „bezlimitowa” sprzedaż miała miejsce zwykle około wielkich świąt – czy to kościelnych (do których Polacy mimo wielu lat przeciwnej Kościołowi indoktrynacji byli ciągle przywiązani), czy to państwowych, jak święto 22 lipca, 1 maja lub w okresie przedwyborczym. Wówczas w sklepach pojawiała się nadzwyczajna ilość szynki, dodatkowa kawa czy pomarańcze (ludzie mówili wówczas: "rzucili" szynkę, kawę, pomarańcze). Jako mieszkaniec portowego Szczecina pamiętam dobrze te krzyczące już od połowy grudnia tytuły lokalnych gazet: Do portu przypłynął statek z pomarańczami! W tym roku cytrusów nie zabraknie! Co rządzący chcieli przez te „gesty” osiągnąć? Pewnie chcieli przekonać Polaków, że dbają o nich, że walczą z pustymi półkami i przejściowymi trudnościami w zaopatrzeniu jak tylko mogą, ale wiadomo przecież, że nie wszystko można od razu naprawić. Skoro jednak tu i ówdzie zlikwidowano kolejki to znaczy, że idzie ku dobremu i kryzys już zaraz będzie przezwyciężony.
Jak wiemy, z tych zapowiedzi niewiele wyszło. Potrzeba było dopiero zmiany ustroju gospodarczego, aby kolejki znikły. Polacy zresztą nie byli tak naiwni, jak rządzący myśleli. Okresową i wybiórczą likwidację kolejek po ten czy inny produkt przyjmowali z zadowoleniem, ale mieli świadomość, że to tylko taka „gra” rządzących ze społeczeństwem. Obawiam się, że obecny eksperyment z okresowym, bezkolejkowym leczeniem zaćmy ma podobny charakter.