Jednym z najbardziej pamiętnych elementów PRL-u były kolejki po wszystko. Ich przyczyna była prosta: towaru było za mało w stosunku do potrzeb, a właściwie to ilość pieniędzy w kieszeniach obywateli była za duża w stosunku do ilości towaru. Nie oznacza to – wbrew pozorom – że towary w PRL-u były tanie, ale faktem jest, że były za tanie w stosunku do ich podaży. Ceny na te towary ustalał nie rynek, ale urzędnicy państwowi i celowo zaniżali je, aby powstało wrażenie, że przeciętnego Polaka stać na więcej niż w rzeczywistości. Dlatego na przykład "mały fiat" miał na początku cenę 67 tysięcy, a faktycznie ("bezkolejkowo") kosztował 200. Podobnie było niemal ze wszystkim. Czarny rynek bezwzględnie weryfikował "zamożność" obywateli PRL.
Braki w sklepach i kolejki po wszystko trudno było ukryć. Dlatego główna energia komunistów poszła gdzie indziej: w wytłumaczenie ludowi, skąd biorą się te kolejki. Przez wiele lat obowiązywała doktryna "przejściowych trudności". Kiedy jednak mijały dziesięciolecia, trudno było wiarygodnie tę "przejściowość" uzasadnić. Dlatego w schyłkowym PRL zaczęło dominować inne tłumaczenie kolejek. Winę za nie ponosili spekulanci, którzy wykupywali towary w sklepach ponad własne potrzeby i sprzedawali je później po zawyżonych cenach. Generał Jaruzelski powołał nawet słynne IRCh-y (inspekcje robotniczo-chłopskie), które trójkami sprawdzały targowiska w poszukiwaniu spekulantów. Jak wiemy niewiele to pomogło w zapełnieniu półek sklepowych. Dopiero wprowadzenie zasad rynkowych do gospodarki zmieniło sytuację diametralnie, a ówczesne tłumaczenia komunistów o winie spekulantów może budzić co najwyżej uśmiech politowania.
Dzisiaj już nie ma kolejek w sklepach po towary. Są za to w przychodniach i szpitalach po leczenie i diagnostykę. A rządzący, chociaż odżegnują się od jakichkolwiek związków z PRL-em, stosują te same, co wtedy, tłumaczenia. Kolejkom winni są sami chorzy, bo zapisują się do wielu kolejek naraz i blokują miejsca dla innych potrzebujących. Tak przekonuje prezes Pachciarz, podobnie mówi minister Arłukowicz, zapowiadając, że już niedługo to się zmieni, bo powszechna informatyzacja ochrony zdrowia wyłapie tych "spekulantów".