Profesora Tadeusza Koszarowskiego (wieloletniego dyrektora Centrum Onkologii w Warszawie) poznałem dość przypadkowo zaraz na początku stażu podyplomowego w 1971 roku, a wiele lat później otrzymałem jego (wydaną w 2006 roku) książkę biograficzną „Urywki wspomnień”. Dopiero z niej dowiedziałem się, że był członkiem AK, więźniem Pawiaka i brał udział w Powstaniu. Tak o nim napisał:
„Przygotowałem ambulatorium i pomieszczenia żłobka fabrycznego, instrumenty, apteczkę, zapas materiałów opatrunkowych itp. na taki obiekt ambulatoryjny pierwszej pomocy. W dniu 1 sierpnia (wiedziałem o tym od dwóch dni, gdyż trwały dziwne zdarzenia: alarmy, odwołania) miało się zacząć powstanie.
Tymczasem przed moimi oknami 30 i 31 lipca przetoczyły się ogromne siły pancerne Wehrmachtu w kierunku wschodnim, skąd dochodziły już odgłosy walk z nacierającymi wojskami radzieckimi. Gdzie ten „ogon” uciekającego wroga? Przeciwnie wróg wyraźnie się umacniał. Jednak rozkaz padł: o godzinie 17 zaczynać. W biały dzień, gdy wszystkie punkty niemieckie: przyczółki mostowe, komisariaty niemieckiej policji itp. obsadzone były uzbrojonymi żołnierzami w hełmach, stały ustawione karabiny maszynowe, a załogi były w pełnym pogotowiu. O żadnym zaskoczeniu ani uciekaniu nie było mowy.
W południe przyjechałem na Sadybę do domu Ojczyma, gdzie był już Władek (brat) i jego żona Danusia z rocznym prawie synkiem, też Władkiem. Pożegnaliśmy się w minorowym nastroju. Z bratem przyrzekliśmy sobie, że jeżeli przeżyjemy szykujące się piekło, powiemy sobie wszystko o naszej działalności w organizacjach podziemnych itp.. (mimo ponad trzech miesięcy siedzenia w jednej celi więziennej dochowaliśmy tajemnicy przed sobą, dla bezpieczeństwa w razie tortur śledczych). Nie mieliśmy żadnych złudzeń, powstanie musi się skończyć totalną klęską. Był w tym jakiś straszny fatalizm, wykonywaliśmy rozkaz, przysięgę, obowiązek – w pełnej świadomości nadchodzącej katastrofy. Jej sprawcy niech będą przeklęci!”
Ale, jak wiadomo, są też inne oceny tych decyzji.
P.S. Władek Koszarowski zginął w Powstaniu.