„Panie Profesorze Hartman,
Dla Boga, Panie Profesorze Hartman,
Larum grają! Wojna! Nieprzyjaciel w granicach!
A Ty się zrywasz! Za szablę chwytasz!” ☺
Tą swobodna trawestacją z dzieła pradziada obecnego Ministra Spraw Wewnętrznych rozpoczynam ten wpis, bo bez wsparcia literatury za nic nie potrafię zrozumieć filipik wybitnego etyka przeciw środowisku lekarskiemu.
Pan profesor Hartman, zresztą mój krajan, bo urodzony we Wrocławiu, rozpoczął dziwną wojnę ze środowiskiem lekarskim poprzez jawną krytykę Kodeksu Etyki Lekarskiej. Obecnie uderzył w korporację lekarską, zarzucając jej, że wsparła protest lekarzy w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Częstochowie. Protest rzeczywiście dotąd niespotykany, bo polegający na żądaniu poprawienia warunków udzielanie świadczeń pacjentom.
O samym proteście trudno dywagować, ponieważ moja wiedza jest oparta na doniesieniach medialnych. Czy w tym proteście rzeczywiście chodzi tylko o opisaną wyżej poprawę warunków, a nie ma dodatkowych „cichych” postulatów – nie wiem. Czy można mówić o naruszeniu ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych w sytuacji, kiedy sporu nie wszczęto, a jedynie, a zarazem aż, złożono wypowiedzenia z pracy – nie mogę się wypowiadać ani ja, ani profesor etyki, tylko dobry prawnik. Czy warunki pracy stanowią rzeczywiste zagrożenie dla pacjentów, a przez to protest jest umotywowany – tego też nie wiem, ale nawet sam wicemarszałek Kleszczewski przyznał, że część sprzętu była nieserwisowana, więc coś na rzeczy jest.
Nie moją rzeczą jest być sędzią kogokolwiek w tym sporze, bo kilkanaście lat które spędziłem zarządzając różnymi podmiotami leczniczymi nauczyły mnie, że jest to praca na polu minowym, bez wystarczającej ilości pieniędzy, z dziesięcioma wrogami w miejsce jednego przyjaciela. Miałem swoje spory z lekarzami, dla których byłem szefem; spierałem się, także na tym forum, z dr Krzysztofem Bukielem – szefem OZZL. Zostało w rodzinie – wszyscy byli niezadowoleni, ale jakiś kompromis zawsze udawało się wypracowywać.
Tym bardziej dziwne dla mnie jest bezkompromisowe stanowisko profesora Hartmana, który wszystko wie i potrafi już rozsądzić sprawę wskazując winnych. Panie Profesorze, trochę skromności, bo zaczyna już Pan być w tej sprawie nie naukowcem, a politykiem.
Ale pomińmy samą istotę sporu w Częstochowej. Skąd ataki Pana Profesora na korporację lekarską, że przypomnę wcześniejsze wystąpienia przeciw Kodeksowi Etyki Lekarskiej? Czyżby Pan Profesor nie wiedział, bądź nie pamiętał, że reaktywacja Izb Lekarskich wiązała się nie tylko z przywracaniem rozwiązań, które istniały w II Rzeczypospolitej, ale nawet do bodajże 1950 roku? Reaktywacja była następstwem koncepcji Rzeczpospolitej Samorządowej, której orędownikami byli tacy ludzie, jak ś.p. Tadeusz Mazowiecki czy ś.p. prof. Michał Kulesza. Po 1989 roku, kiedy odrzucono w Polsce komunizm, zaczęto budować Polskę opartą na samorządzie nie tylko terytorialnym, ale także zawodowym. Czy Pan Profesor – tak krytyczny w ocenie samorządu lekarskiego – zachciałby się wypowiedzieć na temat samorządu prawniczego czy sędziowskiego? Na temat wszystkich samorządów, których władztwo jest obecnie ograniczane przez próby regulacji? Dlaczego Pan Profesor nie wypowiada się na temat nieformalnego strajku sędziów, którzy obecnie w dużej mierze zablokowali wymiar sprawiedliwości protestując przeciw nieco topornym rozwiązaniom Jarosława Gowina? Albo decyzji samorządu notarialnego ustalającego stawki opłat notarialnych na poziomie maksymalnych stawek wynikających z rozporządzeń Ministra Sprawiedliwości? Czy Pana lewicowe sumienie nie cierpi, kiedy staruszka płaci bajońskie sumy z przepisanie mieszkania na wnuka?
A może Pan Profesor zechciałby się wypowiedzieć na temat samorządności i niezależności uczelni wyższych? Czy uniezależnienie ich od kontroli Państwa, a następnie „produkcja” przez nie absolwentów, dla których nie istnieje zapotrzebowanie na rynku pracy, ale za to istnieje praca dla pracowników uczelni jest etyczna? Tak - dla przykładu - na uczelniach w Tarnowie czy Pułtusku, gdzie według powszechnie dostępnych informacji Pan pracował?
Sorry, ale cała epistolografia Pana Profesora, pomimo niektórych celnych uwag (świat nie jest czarno-biały), trąci bardziej programem politycznym, niż chęcią rozwiązywania problemów. Lewicowość, jako praktyka prowadzenia polityki, przypomina mi walki sprzed lat z „bikiniarzami”, które miały pokazywać ogłupianemu społeczeństwu wroga. Tylko dlaczego, w obliczu kryzysu systemu opieki zdrowotnej, tymi wrogami mają być lekarze i ich korporacja? Dla zdobycia choć części głosów tych 80-90% niezadowolonych z jakości opieki zdrowotnej?
Nie jest to właściwa droga.