W Warszawie na internach ludzie leżą na korytarzach, a wiele ostatnich opracowań dotyczących kształtu ochrony zdrowia w Polsce zwraca uwagę na jakoby niewiarygodnie dużą liczbę łóżek szpitalnych i jakoby strasznie długie pobyty w tych szpitalach. Patrzę na parametry naszej Kliniki i widzę, że od ponad dziesięciu lat średni pobyt wynosi między 2 a 3 dni, a obłożenie przekracza 100% (po odliczeniu remontów i izolacji – w naszej klinice nie ma ani jednej sali jednoosobowej, więc jeśli zachodzi potrzeba izolacji to automatycznie jedno lub dwa łóżka są puste). Czyżbyśmy byli wyjątkiem? Przeglądam statystyki i jakoś tego nie widzę. W Polsce jesteśmy europejskim średniakiem i mamy mniej (6,5/1000 mieszkańców) łóżek niż w Niemczech (8,2/1000 mieszkańców), gdzie w dodatku hospitalizacje są dłuższe, społeczeństwo zdrowsze i bogatsze i system dość podobny. Zamożność społeczeństwa jest tu do rzeczy, gdyż tym więcej chorowania można przenieść do domu im są w nim lepsze warunki. Jeśli więc mamy społeczeństwo biedniejsze a chcemy wszystkim zapewnić porównywalną opiekę to powinniśmy mieć łóżek więcej a nie mniej. Jeśli nie w domu ani w szpitalu to może w hotelu? Dobrze by było, tyle, że obecnie mamy szpitale, a nie mamy przy nich hoteli. Ktoś powie, że w klinice Mayo szpital otaczają hotele połączone ze szpitalem podziemnymi korytarzami. A ja odpowiem, że mimo to, przeszczepienie autologicznego szpiku kosztuje tam 250 tys. dolarów płatne z góry. Na Banacha gdzie pracuję nie ma tych hoteli, ale taki sam zabieg kosztuje 55 tys. złotych płatne przez NFZ z dołu. Wspominam o tym, żeby wyjaśnić, że jeśli chce się coś przenosić z innego systemu to należy to robić kompleksowo. Ale oczywiście tam gdzie można wykorzystać rozwiązanie hotelowe to należy to robić, a nawet prościej umożliwić chorym mieszkającym niedaleko szpitala kilkudniową hospitalizację w oddziale dziennym, gdzie chory przychodziłby do szpitala rano na zabiegi, a następnie udawał się na noc do swojego własnego łóżka i nie narażał chociażby na zakażenia wewnątrzszpitalne. To rozwiązałoby problemy licznych chorych, ale wymaga zmian w tzw. katalogach świadczeń oraz w rozporządzeniu o dokumentacji medycznej. Można pójść jeszcze dalej, można sobie wyobrazić hospitalizację w warunkach domowych, gdzie chorzy byliby obsługiwani przez wyjazdowy zespół lekarsko-pielęgniarski. Tyle, że znowu: muszą istnieć procedury finansowania takiej działalności. Kiedyś, kiedy istniała Mazowiecka Kasa Chorych z pracującym tam dr Zawadzkim przygotowaliśmy nawet opis takiego rozwiązania. Ale już nie zdążyliśmy wdrożyć. Różnorodność sytuacji chorych jest większa niż obecny podział na ambulatorium i szpital. Jest jeszcze porada telefoniczna, czy dostosowując do współczesnej technologii porada przez Internet. To też wymaga wprowadzenia zmian w katalogach świadczeń. Ale to nie zmieni zapotrzebowania na łóżka. Starych chorych jest i będzie coraz więcej i coraz więcej jest i będzie samotnych starych chorych, którym te formy nie wystarczą, gdyż po prostu nie mają bliskich, którzy mogą im pomóc poza szpitalem. To dla pozostałych trzeba rozwijać przyszpitalne lub pozaszpitalne formy pomocy, ale nie oczekiwać, że hematolog-transplantolog w trakcie 20-minutowej porady jeszcze przeszczepi szpik.
Łóżka leczą
Opublikowano 27 kwietnia 2014 22:11
FOT. ADAM STEPIEN / AGENCJA GAZETA
W Warszawie na internach ludzie leżą na korytarzach, a teoretycy ochrony zdrowia chcą jeszcze likwidować łóżka szpitalne.