Użycie w tytule łacińskiej nazwy sutka, czyli - potocznie - gruczołu mlekowego, występującego powszechnie u ssaków sugerowałoby, że poniżej towarzyszył temu będzie kolejny, mniej lub bardziej jałowy głos w dyskusji na temat słuszności decyzji słynnej hollywoodzkiej aktorki, która postanowiła dać sobie usunąć wymienione powyżej fragmenty organizmu w liczbie dwóch sztuk.
Radykalnie. Można powiedzieć - rozwiązanie siłowe.
Gdy dzisiaj rano wieść gruchnęła w mediach, moją pierwszą reakcją był niesmak. Ot, znowu dziennikarskie hieny będą żywić bezmyślny tłum kolorowym show o czyimś nieszczęściu.
Na Boga! Jej sutek - jej problem! Dajcie kobicie spokój!
Ale dosłownie po chwili przyszła refleksja. Może w rzeczywistości to jednak nie tylko jej sutek? Może ten akurat jest taki trochę bardziej "ogólnoświatowy"?
Z racji wykonywanej przeze mnie pracy ludzie często, przy okazji przysłowiowych "imienin Cioci Kloci" patrzą na mnie trochę jak indianie na szamana. Ten to na pewno posiada jakąś wiedzę tajemną.
W sumie to ta przypadłość prześladuje mnie od kiedy pamiętam, bo w czasach gdy pracowałem jako laryngolog przygodni znajomi podpytywali o drapanie w gardle, teraz raczej o to jak, w życiu prywatnym zachowują się gwiazdy muzyki - "...no bo przecież ty ich tam znasz w tym twoim szołbiznesie..."
Odpowiadam niezmiennie, że wszyscy ci tak zwani "celebryci" to ludzie tacy jak my, normalni, z radościami i problemami, często zmagający się z otaczającą rzeczywistością w kwestiach tak przyziemnych, że aż głupio o tym mówić.
Jednym słowem - pytanie postawione kiedyś przez nieodżałowanego Marka Grechutę - "... kto pierwszy sławę wszelką i włości swe miał za nic...?" ma w sumie dość prostą odpowiedź:
"A diabli wiedzą - ja w każdym razie takich nie znam"
Przychodzi jednak moment (niestety bardzo rzadko), że nawet celebryta może się do czegoś przydać.
Nie przesadzałbym z nadużywaniem określenia "misja", ale jest coś, co odróznia dzisiejszą medialną papkę od wczorajszej i jutrzejszej.
ISTOTA PROBLEMU. JEGO WAGA.
Każdego roku, miliony kobiet na całym świecie zapadają na raka sutka. Temat badań, chociażby zwykłej mammografii, to wciąż dla wielkich obszarów naszej planety kompletna abstrakcja. Nawet w Polsce - kraju w końcu cywilizowanym - niby się mówi, ktoś akcję jakąś zrobi, jeden czy drugi screening nagłośni, ale festyn się skończy, ludzie zapomną, a rak swoje żniwo dalej będzie zbierał.
Dlatego w dzisiejszej dyskusji na temat prewencyjnej mastektomii, nawet, gdy jest prowadzona przez domorosłych specjalistów i internetowych krzykaczy jest jednak jeden, niezaprzeczalny pozytyw:
A mianowicie SAMA TEJ DYSKUSJI OBECNOŚĆ
Podstawą źle pojętej promocji, tak często w naszej branży nadużywanej jest słynne powiedzenie: "Nie ważne jak mówią, ważne, żeby w ogóle mówili".
Dzisiaj, nawet ten kompletny idiotyzm ma w sobie ziarenko sensu.
Angelina Jolie poddając się zabiegowi skorzystała (mniej lub bardziej świadomie - załóżmy, że bardziej) ze swojego statusu gwiazdy, żeby zrobić coś pożytecznego. Zamiast opowiedzieć nam o wakacjach na Seszelach, opowiedziała o czymś ważnym i trudnym. dziś możemy sobie powiedzieć, że " ten mój szołbiznes" to nie tylko prymitywna rozrywka, to także czasem możliwośc zrobienia czegoś "dla dobra"
Wszystko mija.
Minął ten sutek, minie jeszcze wiele innych.
Najważniejsze, żeby nam nie minęła ochota mówienia czasem o rzeczach ważnych.