Żal, że dopiero teraz. Wybierając prof. Zembalę pani premier nie mogła się lepiej „wpisać” w moje oczekiwania wyrażone w poprzednim wpisie. Moje oczekiwania merytoryczne. A nawet lepiej, gdyż oprócz wymienionych tam kwalifikacji prof. Zembala ma jeszcze jedną – bardzo ważną na takim stanowisku – ma zdolność komunikowania się. Myślę, że wreszcie Platforma dała nam w tej dziedzinie tego, kogo miała najlepszego.
To, co stosunkowo proste do zrobienia przed wyborami to ustawa o zdrowiu publicznym i jakieś uporządkowanie pakietu onkologicznego. Wypełnianie jednej tzw. „zielonej karty”, czyli karty DiLO zajmuje lekarzowi onkologowi około pół godziny. Jeżeli się mówi o wypełnieniu powiedzmy 50 tysięcy takich kart to się mówi o 25 tysiącach godzin pracy lekarzy specjalistów poświęconych wyłącznie wypełnianiu tych kart. Można to przeliczyć na etaty i skonfrontować z liczbą kilkuset onkologów, których w Polsce mamy. Te tysiące godzin pracy są zabrane pacjentom i dzięki temu tym pacjentom ma być lepiej.
Ale prawdziwą miną jest niezakończona praca nad tzw. ustawą o in vitro. Jest to chyba największy od czasów Kopernika konflikt między nauką a religią katolicką. Wtedy mieliśmy konflikt między dowodami naukowymi, że Ziemia krąży wokół Słońca a religijnym dogmatem, że jest inaczej. Teraz mamy konflikt, w którym osiągnięcie nauki zaliczone do największych i wyróżnione Nagrodą Nobla jest przez Kościół oceniane jako zbrodnicze. Wprawdzie czasy się trochę zmieniły i stosy nie będą płonąć, ale ten konflikt zaiskrzy w inny sposób. Gdyż jest to zasadniczy konflikt wartości.
Prof. Zembala – wielki człowiek na trudne czasy. Szkoda, że nie na dłużej.