W tym roku w czerwcu świętowaliśmy 25 lat wolnej Polski. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza bardzo wiele zmieniło się na korzyść. Dzięki temu jesteśmy w dużo większym stopniu niż wcześniej beneficjentami rozwoju światowej medycyny. Mamy dużo większy dostęp do nowoczesnych technologii medycznych, potrafimy coraz skuteczniej leczyć. Wiele śmiertelnych chorób uzyskało status przewlekłych, niektóre przewlekłe umiemy całkowicie wyleczyć.
Do dobrego człowiek jednak szybko się przyzwyczaja i w miarę upływu czasu często przestaje dobre szanować i doceniać. Jeśli dodać do tego jeszcze naszą narodową przypadłość, że chętniej skupiamy się na dostrzeganiu i rozpamiętywaniu wydarzeń gorszych niż lepszych, to po 25 latach demokratycznej Polski trudno nam zadowolić się dokonanym postępem. Przez to obraz ochrony zdrowia jest w oczach społeczeństwa mocno wypaczony. Można śmiało powiedzieć, że w naukach medycznych, w dyscyplinach klinicznych nastąpił kosmiczny wręcz postęp.
Niestety znacznie gorzej jest z systemem ochrony zdrowia, z rozwiązaniami organizacyjnymi, z wdrożeniem w życie tyle pięknego, co na dziś pustego hasła: „Żeby pacjent był w centrum zainteresowania ochrony zdrowia”. Niektórzy twierdzą wręcz, że medycyna 25 lat temu i dekady wcześniej, choć biedna, niosła ze sobą dużo więcej humanizmu i empatii.
Kilka dni temu podczas Szczytu Zdrowie 2014 po raz pierwszy wręczyliśmy Prymariusze ‒ nagrody, których ideą jest promowanie pozytywnych, wyjątkowych ludzi. Osób, których działalność zawodowa przekłada się w codziennej rzeczywistości na realne polepszenie losu chorych. Chciałbym jedną z takich nagród kiedyś w przyszłości wręczyć ministrowi zdrowia.