Jeszcze nie przebrzmiał niesmak po aferze podsłuchowej, która obnażyła zamiłowanie ministrów do rynsztokowego języka, a już mamy kolejny przykład arogancji w rządowym wydaniu. Otóż Rada Ministrów skierowała do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o zawodach pielęgniarki i położnej, który został sporządzony bez jakiegokolwiek współdziałania z samorządem zawodowym, który ustawę opracował i który stoi na straży jej przestrzegania.
Zapewnienia przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, że wprowadzane zmiany (chodzi o prawo ordynowania niektórych leków i środków medycznych oraz wypisywania skierowań na badania) nie będą obligatoryjne, nie uspokajają. Przeciwnie - stawiają po jeszcze większym znakiem zapytania sens tego pośpiesznego, niemal pokątnego majstrowania przy tak ważnym akcie prawnym, jakim jest ustawa o zawodach pielęgniarki i położnej. Ustawa, która, przypomnę, powstawała siłami samorządu zawodowego, a poprzednie nowelizacje zawsze były wcześniej konsultowane i dogłębnie analizowane przez nasze środowisko. Mamy jeden z najbardziej spójnych aktów prawnych, dokładnie regulujący prawa i obowiązki osób wykonujących zawody pielęgniarki i położnej. Zawody zaufania publicznego, cieszące się ogromnym społecznym zaufaniem. Teraz przez nieprzemyślany, nośny medialnie pomysł skrócenia kolejek do lekarzy poprzez delegowanie pewnych czynności na pielęgniarki i położne, to zaufanie może zostać nadszarpnięte. I to obustronnie – nie tylko w relacji pielęgniarka-pacjent (który nie zawsze będzie w stanie rozeznać się, dlaczego jedna pielęgniarka może wypisać receptę, a inna nie), ale też w relacji pielęgniarka-lekarz (prawo do odmowy przejęcia tego typu czynności w wielu przypadkach może okazać się iluzoryczne, a w innych być nadużywane, czyniąc z pielęgniarki sekretarkę medyczną).
Pominięcie przedstawicieli naszych grup zawodowych przy sporządzaniu nowelizacji przypomina zachowanie apodyktycznych teściów, którzy „wiedzą lepiej” i uważają, że skoro to oni wykładają środki, to wyłącznie do nich należy decyzja, jakie meble i w jakim szyku staną w domu ich dorosłych dzieci. Ale po pierwsze – nie jesteśmy dziećmi, ale obywatelami i obywatelkami, którym przysługują konstytucyjne prawa, a także wysoko wykwalifikowanymi pracownikami systemu opieki zdrowotnej, mającymi swoją reprezentację, czyli samorząd zawodowy. Po drugie – partnerami w dyskusji, jak w rozsądny sposób wprowadzić w życie prawo do ordynowania niektórych leków i środków medycznych oraz wypisywania skierowań na określone badania przez pielęgniarki i położne.
Szkoda, że politycy, rwąc się do zmiany ustaw, zapominają, że nie tylko tzw. kindersztuba, ale też prawo nakłada na nich obowiązek współdziałania z organami samorządu zawodowego. Przypomnę, że art. 34 ust. 1 i art. 38 ust. 1 ustawy z dnia 4 września 1997 r. o działach administracji rządowej (tj.: DzU z 2013 r. poz. 743 ze zm.) jednoznacznie mówi, że minister zdrowia nie tylko przedkłada inicjatywy oraz projekty aktów normatywnych na posiedzenia Rady Ministrów, ale także ma obowiązek współdziałać z organami samorządu zawodowego pielęgniarek i położnych przy ich tworzeniu. W przypadku ustawy o zawodzie pielęgniarki i położnej to współdziałanie powinno być oczywistością. Jesteśmy gotowe je podjąć, bo nie jesteśmy przeciwne przejęciu tych zadań, co wielokrotnie już przy każdej okazji podkreślałam. Nie chcemy jednak być nimi uszczęśliwiane na siłę.