Z dość dużym zdziwieniem przeczytałem wywiad z Panem profesorem Hartmanem i polemikę trochę au rebours pana doktora Bukiela. Zacznę od polemiki, która zawierała wyimaginowy zarzut „kreowania nowego człowieka”, czego jako żywo w tekście profesora Hartmana nie było. Odnośnie zaś prof. Harmana to muszę przyznać, że zawsze dziwił mnie termin „bioetyka”, który sugeruje, że musi być jeszcze jakaś etyka „nie bio-„ Co to: kamienie mają etykę, urządzenia mają etykę? A jeśli „bio”, to czy jest etyka również innych gatunków niż człowiek? Wolę sformułowanie „etyka medycyny”, „etyka nauki” jako zdefiniowanie jakiej dziedziny życia ma ona dotyczyć lub sformułowanie „etyka katolicka” jako zdefiniowanie, z jakiej ideologii ma się wywodzić.
Wcale nie uważam, że etyką medycyny powinni zajmować się wyłącznie lekarze. Wprost przeciwnie, aby spać w nocy (poza dyżurami) lekarz podejmując decyzje na wagę życia i śmierci, decyzje ryzykowne, musi dla spokoju sumienia móc się odwołać do pewnych uniwersalnych zasad (i tu akurat rację ma Pan dr Bukiel). Te zasady w dodatku muszą być dostosowane do stopnia rozwoju świadomości społecznej i one muszą być wypracowywane we współpracy ze specjalistami z dziedziny etyki. Czym innym jednak jest etyka medycyny, a czym innym kodeks etyki lekarskiej, chociaż istnieje tu powiązanie. Kodeks etyki lekarskiej nie jest wypracowaniem z zakresu etyki medycyny tylko z jednej strony zapisem pewnego stanu świadomości środowiska, a z drugiej zbiorem kompromisów pomiędzy różnymi postawami i poglądami etycznymi obecnymi w bardzo zróżnicowanym środowisku. Co więcej, ten dokument musi być przyjęty przez te wszystkie bardzo różne grupy: przez lekarzy o poglądach zbliżonych do profesora Hartmana i lekarzy o poglądach przeciwnych. Co istotne, w dokumencie udało się uniknąć bardzo wielu radykalizmów, co moim zdaniem zupełnie niesłusznie zostało skrytykowane przez prof. Hartmana.
Prof. Hartman krytykuje kodeks etyki lekarskiej z piedestału swojej nieomylności tak, jakby reprezentował dziedzinę nauki (w anglosaskim rozumieniu „arts and sciences”) ścisłej, gdzie, jak w matematyce wszyscy się łatwo zgodzą, że 2 +2 = 4. Etyka nie jest taką nauką – jest raczej rodzajem umowy społecznej.
Najpierw skupię się na zagadnieniach dotyczących eksperymentów medycznych. Tak się złożyło, że przed laty moja dyskusja na ten temat z profesorem Zollem doprowadziła do zmiany zapisów w projekcie Konstytucji RP. Otóż kwestionowane wyjątki od ogólnych zasad wyłączenia z poddawania eksperymentom osób, co do których istnieje domniemanie, że nie mogą w pełni świadomy sposób wyrazić zgody, są uzasadnione interesem tych osób. Najkrócej mówiąc, nie można opracować nowej metody postępowania u kobiety w ciąży wykonując badania na mężczyznach. Osoby te nie mogą być wyłączone z dostępu do postępu medycyny i temu służą kwestionowane zapisy. Tak się złożyło, że sam będąc studentem WAM (na prawach żołnierza służby zasadniczej) zgłosiłem się do doświadczeń jako tzw. królik i nie bardzo rozumiem dlaczego jakieś prawo (wtedy go jeszcze nie było) ma ograniczać moje prawa obywatelskie do takiego zgłoszenia? Jako student medycyny byłem bardziej niż przeciętnie świadomy ryzyka i bardziej niż przeciętnie świadomy potrzeby wykonania badań.. Notabene doświadczenie dotyczyło wykorzystania poliwalentnej szczepionki dla zmniejszenia występowania zakażeń w następstwie ćwiczeń na poligonie, które właśnie odbywaliśmy. Co było nieetycznego w tym badaniu?
Profesor Hartman krytykuje zapis, że potencjalne korzyści powinny przewyższać potencjalne ryzyko. To jest zasada, którą każdy lekarz codziennie wykorzystuje kilka razy. Każde działanie lekarskie jest związane z ryzykiem, z działaniami niepożądanymi i lekarz musi ocenić, czy spodziewane korzyści będą większe zanim zastosuje daną metodę.
Bodaj najwięcej miejsca zajmuje profesorowi Hartmanowi krytyka zapisów określających stosunki między lekarzami. Jego zdaniem, zapisy mają na celu kreowanie nieuzasadnionego solidaryzmu zawodowego zmierzającego do wzajemnego ukrywania własnych błędów. Otóż po pierwsze, kodeks etyki lekarskiej ani nie zastępuje ani nie wyłącza lekarzy spod działania kodeksu karnego. Kodeks etyki lekarskiej czyni lekarzy „równiejszymi” od innych obywateli w tym sensie, że poddaje ich dodatkowej jurysdykcji zawodowej, której inni obywatele nie podlegają. Po drugie, nie wiem skąd profesor Hartman bierze wiedzę o rzekomym wzajemnym ukrywaniu błędów przez lekarzy? Niżej podpisany ma bezpośrednie doświadczenie obejmujące coś dokładnie odwrotnego: sytuacje, w których biegli lekarze w nieuzasadniony sposób przypisali winę, której w świetle mojej najlepszej wiedzy nie było. Przykładowo, w jednym przypadku biegły lekarz ocenił negatywnie postępowanie sądzonego lekarza w 2009 roku w oparciu o zalecenia postępowania z 2012 roku. Jest takie powiedzenie: „człowiek człowiekowi wilkiem, a lekarz lekarzowi wilczyskiem”. W zawodzie lekarza jest ogromna masa sprzecznych interesów. I chodzi o to, aby lekarze walczyli z chorobami, a nie z kolegami. Nieszczęście lekarza polega na tym, że musi on podejmować decyzje w ograniczonym czasie i mając ograniczoną wiedzę na temat danej sytuacji, a jest oceniany przez osobę, która ma nieograniczony czas i nieograniczoną wiedzę o tym co się stało. A niekiedy, mając, jak Pan profesor Hartman niczym nie zachwiane przekonanie o własnej racji. W rzeczywistości większość oskarżeń lekarzy o błąd, z którymi miałem do czynienia była tak naprawdę skargą na Pana Boga, że zgotował straszne i niewytłumaczalne nieszczęście. Ale Pan Bóg daleko, a lekarz blisko.
Lekarz nie powinien do lekarza mówić: „ Pan kłamie”, nawet wtedy, kiedy jest to ewidentne, tylko powiedzieć, że „są Autorzy, którzy na ten temat mają inne zdanie”. Wbrew pozorom, takie stwierdzenie nie służy ukryciu prawdy, ale przeniesieniu sporu z osoby, z którą się nie zgadzamy na teren merytoryczny. Chodzi o to, aby wymiana poglądów nie była pyskówką, tylko służyła poprawianiu praktyki.
Polska jeszcze nie osiągnęła „standardu amerykańskiego”, ale raźno zmierza w tym kierunku. W Stanach Zjednoczonych jeśli się włączy telewizor, to w ciągu najdłużej kilkunastu minut zobaczy się ogłoszenie, w którym bardzo elegancko ubrany Pan Prawnik zachęca: „jeśli tylko ostatnio miałeś jakikolwiek kontakt z lekarzem, zgłoś się do nas po darmową poradę: może coś na niego znajdziemy?”
Można zrobić z lekarzy zwierzynę łowną, ale od takiej zwierzyny trudno oczekiwać pomocy. Demokratyczne Państwo Polskie w majestacie prawa wyprowadzało już lekarza w kajdankach z gabinetu i aby go jeszcze bardziej zdyskredytować pokazywało fotomontaż w telewizji z tego „znakomitego” wydarzenia.