Śmierć ratownika medycznego, ugodzonego nożem podczas interwencji – i to przez pacjenta, który sam wezwał karetkę wpisuje się w trwające od lat starania ratowników medycznych nie tyle o poprawę warunków bezpieczeństwa wykonywania tego zawodu, ale w ogóle o zwrócenie uwagi decydentów na istniejący problem. W sferze deklaracji oczywiście można mówić o pełnym sukcesie: żaden polityk, minister czy poseł nie powie przecież, że bezpieczeństwo personelu medycznego, w tym ratowników, nie jest dla niego ważne. W praktyce wygląda to jednak zupełnie inaczej.
Trudno, oczywiście, zakładać złą wolę. Chodzi raczej o nieumiejętność słuchania, a na pewno – słuchania ze zrozumieniem. I przekonanie, że „jakoś to będzie”. Bo przecież owszem, zdarzały się ataki na załogi karetek, szeroko opisywane w mediach (wiceminister zdrowia Marek Kos mówił podczas posiedzenia Komisji Zdrowia, że problem narastającej agresji zna z doniesień medialnych), ale do najgorszego nie dochodziło. Ministerstwa – nie tylko resort zdrowia – nie widziały więc powodów do interwencji, również wtedy, gdy ratownicy alarmowali, że wyroki zapadające w sądach przekreślają i ośmieszają sens przynależnej im w teorii ochrony właściwej funkcjonariuszom publicznym.
Sprawca śmiertelnego ataku, do jakiego doszło w Siedlcach ranił dwóch ratowników i, jak wynika z informacji płynących z prokuratury, może usłyszeć zarzuty popełnienia czynów zagrożonych nawet karą dożywocia. Dużo większe znacznie dla ratowników medycznych (choć nie tylko, również inni pracownicy ochrony zdrowia, na przykład zatrudnieni w szpitalnych oddziałach ratunkowych, są narażeni na agresywne zachowania pacjentów) będzie mieć gotowość do wdrożenia rozwiązań, poprawiających ich bezpieczeństwo. W myśl zasady, że znacznie lepiej jest zapobiegać niż leczyć.
Omijać problemu nie sposób i trzeba się z nim zmierzyć. Również – ponownie – spróbować odpowiedzieć na pytanie, jak pogodzić prawo osoby potrzebującej pomocy medycznej do poszanowania jej prywatności i intymności z prawem ochrony zdrowia, życia, ale też poczucia bezpieczeństwa osób, które tą pomoc niosą. Temat kamer nasobnych, który był podjęty kilka lat temu, za sprawą ostatniej tragedii wróci – jako jeden z wielu, o których ratownicy chcą rozmawiać. Jeśli nie znajdą zrozumienia po stronie rządowej, scenariusz odpływu kadr z tego zawodu będzie nie tylko możliwy, ale wręcz prawdopodobny.