Znowu nawiązuję do piosenki, jednego z przebojów mojego pokolenia. Listy to już w obecnej dobie metoda porozumiewania się ludzi, która w zasadzie przeszła do historii, zastąpiona przez e-maile i SMS-y, ale czasem inaczej nie można. Ten felietonik adresuję do setek ludzi, którzy żyją w Polsce dzięki komórkom krwiotwórczym od innej, nieznanej im osoby. W Polsce, po latach biorca może poznać swojego dawcę, ale w wielu krajach obowiązuje tu zasada bezwarunkowej anonimowości. W Polsce dawca dostaje odznakę i legitymację dawcy przeszczepu, ale prawie nigdzie na świecie jeszcze takiego rozwiązania, takiej formy moralnego podziękowania nie ma.
Zainspirował mnie list, który na moje ręce wpłynął od włoskiej pacjentki. Ten list przesłany został do mnie jako do możliwego pośrednika od Włoskiego Rejestru Dawców Szpiku. Włoska pacjentka (której tożsamości ten rejestr nie ujawnia), która zgodnie z tamtejszym prawem nie może poznać tożsamości dawczyni zwraca się, żeby przekazać jej podziękowanie, jej wdzięczność za uratowanie życia. Zwraca się, gdyż jedyne, co wie to, że dawczyni była Polką.
Niżej podpisany także nie miał możliwości poznania tożsamości adresatki tego listu, ale takie możliwości ma Poltransplant i tam przekazałem ten list. Nie znam w związku z tym reakcji tej Dawczyni, ale przypuszczam, że ten list utwierdził ją w słuszności podjętej przed laty decyzji i zwiększył satysfakcję z tego, co zrobiła dla drugiego człowieka.
Są różne rodzaje zadośćuczynienia za dobro, ale liczy się też to, co bezcenne, gdyż nic nie kosztuje: DZIĘKUJĘ!