To oczywiście dobre wiadomości, ale do przełomu daleko. Problemów, jakie narosły (a raczej – zostały pieczołowicie wyhodowane) wokół szczepień przeciw COVID-19 jest tak dużo, że sprzątanie tego obszaru przypomina zadanie antycznego herosa. Zbyt mała liczba punktów szczepień i brak motywacji – przede wszystkim dla poradni POZ – by je uruchamiać (przynajmniej na większą skalę), spiętrzenie biurokratycznych przeszkód dla aptek, praktycznie kompletny brak informacji na temat potrzeby szczepień, o kampanii zachęcającej do nich nie mówiąc – to tylko niektóre z nich. Oczywiście, zbyt mała liczba szczepionek, która dodatkowo zwiększa popyt na nie (nie od dziś wiadomo, że towar niedostępny jest najbardziej pożądany, szczepionki nie są tu żadnym wyjątkiem).
Wreszcie, ucyfrowienie procesu rejestracji, choć z drugiej strony, w ciągu ostatnich dwóch tygodni częściej dało się słyszeć, że komuś udało się zaszczepić (lub przynajmniej zapisać na szczepienie), po prostu „na zeszyt”, czy to w poradni POZ, czy w aptece. Sama skierowałam kilkunastu (!) znajomych, mieszkających w jednym z największych miast, do apteki mieszczącej się na peryferiach metropolii, która do 15 grudnia w ogóle nie udostępniała slotów w otwartym systemie rejestracji, czekając na zapowiadane zmiany, natomiast szczepiła według listy chętnych prowadzonych w kajecie. Poczta pantoflowa okazywała się cennym kanałem informacji i narzędziem o wiele bardziej skutecznym niż rozwiązania e-zdrowia.
Można mieć obawy, że narodowe polowanie na szczepienia (copyright dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds. zagrożeń epidemicznych Naczelnej Rady Lekarskiej) w tym sezonie nie wyewoluuje w Narodowy Program Szczepień, czyli realizowany racjonalnie program ochrony przede wszystkim tych, którzy są najbardziej zagrożeni ciężkim przebiegiem COVID-19. Oczywiście, szczepić powinni się wszyscy chętni – również dlatego, że im więcej zaszczepionych, tym ochrona najsłabszych bardziej szczelna. Pod warunkiem, że zaszczepieni są nie tylko również, ale przede wszystkim – najsłabsi. Ani wolumen dawek, jakie trafią do Polski w perspektywie miesiąca czy dwóch, ani upływający czas, ani wreszcie logistyka nie dają rękojmi sukcesu. To, co możemy i powinniśmy zrobić, to wyciągnąć wnioski na przyszłość. By nie powtórzyć błędów i nie brnąć w tę samą ślepą uliczkę… nie, nie za rok. Decyzje w sprawie szczepień na sezon 2024/2025 (nie tylko przeciw COVID-19 ale również przeciw grypie) trzeba będzie podejmować, jeszcze zanim obecny na dobre wygaśnie.