Niedawno minister zdrowia zapowiedział powołanie zespołu, który zajmie się przygotowaniem nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Ustawa ta – przypomnijmy – określa za pomocą współczynników (odniesionych do przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej) minimalne wynagrodzenia zasadnicze dla poszczególnych zawodów medycznych. Współczynniki te nikogo nie satysfakcjonują, dlatego rządzący zapowiedzieli ich zmianę, a w/w zespół ma się tym zająć. Rzecz w tym, że do zespołu mają wejść, obok przedstawicieli MZ, reprezentanci „partnerów społecznych” z Rady Dialogu Społecznego, czyli: z NSZZ Solidarność, OPZZ i Forum ZZ. Do żadnej z tych centrali nie należy Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, bo nie mieliśmy nigdy ambicji, aby zajmować się sprawami do których RDS została powołana np. do współdecydowania o ustawowej płacy minimalnej w kraju, „minimum egzystencji”, zasadach pomocy społecznej, wskaźniku waloryzacji emerytur i wielu innych ogólnospołecznych uregulowań. Czyżby zatem – tylko z tego powodu - o płacach lekarskich zamierzano rozmawiać i negocjować bez lekarzy? Tak będzie, gdy w zespole nowelizującym ustawę zabraknie OZZL. Jest on bowiem największym związkiem zawodowym skupiającym lekarzy w Polsce i jedynym uznanym przez sąd za reprezentatywny dla tego zawodu. Jeżeli lekarze należą do jakiegoś związku zawodowego, to jest to niemal wyłącznie OZZL. Reprezentatywność OZZL jest szczególnie duża dla tych lekarzy, których będzie dotyczyła wspomniana ustawa. Nie będą to przecież lekarze POZ, AOS ani dentyści, którzy w ogromnej większości (90%) pracują w ramach praktyk prywatnych lub NZOZ-ów. Ustawa nie dotyczy też lekarzy „kontraktowców”, stanowiących już chyba więcej niż połowę zatrudnionych w szpitalach i tych nielicznych przychodniach, które nie zostały sprywatyzowane. W praktyce wspomniana ustawa ureguluje pensje dla ok. 20-25 tys. lekarzy etatowych, zatrudnionych przede wszystkim w szpitalach. Liczbę tę podaję na podstawie niedawnego, praktycznego doświadczenia. Gdy ponad 2 lata temu, na mocy porozumienia między MZ a PR OZZL, wprowadzono podwyżkę do 6750 PLN dla lekarzy specjalistów, zatrudnionych w szpitalach na umowę o pracę, to skorzystało z tego ok. 17 tys. lekarzy. Można domniemywać, że byli to niemal wszyscy etatowi lekarze, bo mało gdzie zasadnicze wynagrodzenia lekarskie było przedtem większe niż 6750. Nawet jeśli teraz dodać do tego parę tysięcy lekarzy z przychodni, pracujących na podstawie umowy o pracę, których ówczesna podwyżka nie dotyczyła (wbrew obietnicom ministra Szumowskiego) to uzyskamy liczbę niewiele większą niż 20 tys. OZZL reprezentuje zatem co najmniej połowę tych lekarzy, dla których ma być opracowany projekt zmian ustawy. Kto – wobec tego – miałby w ich imieniu rozmawiać o ich płacach, jak nie OZZL?
Mam nadzieję, że pan minister Niedzielski zachowa w tej sprawie zdrowy rozsądek i powoła do zespołu zajmującego się nowelizacją ustawy o płacach minimalnych przedstawicieli OZZL. Tym bardziej, że zawód lekarza ma swoją specyfikę i nikt nie orientuje się w niej jak lekarze. Ostateczne decyzje i tak należeć będą do rządu i parlamentu ale robocze negocjacje powinny odbywać się z zachowaniem poszanowania podmiotowości zainteresowanych stron ( i zdrowego rozsądku). Nic o nas bez nas!