Polacy należą do najsłabiej zaszczepionych przeciw COVID-19 społeczeństw – 60 proc. przeszło cykl podstawowy szczepień, tylko nieco ponad 7 proc. przyjęło dwie dawki przypominające. Wiosną, gdy Ministerstwo Zdrowia umożliwiło osobom powyżej 60 roku życia, pracownikom ochrony zdrowia oraz wszystkim, bez względu na wiek, którzy mają obniżoną odporność, przyjmowanie trzeciej dawki, odzew był znikomy. Również dlatego, że już kilka miesięcy wcześniej praktycznie odwołano pandemię, COVID-19 znikł z kręgu zainteresowania rządu i Ministerstwa Zdrowia. Po prostu, „nie trzeba się było jego bać”.
Są jednak powody do obaw. Przez Polskę, od tygodni, przetacza się wielka fala zakażeń. Grypa i SARS-CoV-2, występujące osobno – a niekiedy razem – dziesiątkują szkoły i przedszkola, ale też zakłady pracy. Media społecznościowe – przynajmniej w bańkach osób, które przejmują się zdrowiem – są zalewane zdjęciami pozytywnych wyników testów. „I mnie dopadło!”. „Cała rodzina pozytywna!” – można przeczytać w meldunkach.
Można też przeczytać pełne złości pytania o szczepienia. Polska i Węgry to jedyne w UE kraje, w których jeszcze nie ma szczepionek przeciw nowym wariantom Omikrona. O tym, że są one bardziej zakaźne i łatwiej przełamują odporność czy to po przechorowaniu, czy – w mniejszym stopniu – po szczepieniu, eksperci alarmowali jeszcze latem. W sierpniu i wrześniu EMA dopuściła na europejski rynek dwa preparaty. I we wrześniu rzeczywiście Europa zaczęła się szczepić nową szczepionką. Niestety, produkowaną przez firmę, z którą Polska – a konkretnie były minister zdrowia Adam Niedzielski – poszła na wojnę, a w każdym razie na ostrą konfrontację. Pfizer, pozostając w sporze sądowym dotyczącym kontraktu na dostarczone już dawki szczepionki, swojego nowego produktu do Polski nie dostarczył.
Nie czas płakać nad rozlaną szczepionką, można powiedzieć. Skupmy się na przyszłości, wszak do Polski pod koniec listopada dotrze dopuszczony w październiku preparat firmy Novavax (ponieważ Moderna nie dostarcza, przynajmniej w tej chwili, nowych szczepionek do Europy, Polska jest w pełni zależna od tego producenta). To dobra wiadomość – chyba, niestety, jedyna dobra. Z nieoficjalnych informacji wynika, że w pierwszej partii ma się znaleźć nieco ponad 200 tysięcy dawek, z których będą mogli skorzystać wszyscy powyżej 12. roku życia. Dla młodszych dzieci resort zdrowia ochrony przed nowymi wariantami SARS-CoV-2 nie przewidział.
A co, jeśli chętnych będzie więcej? To już będzie, oczywiście, problem nowego rządu i nowego ministra zdrowia. Wyczerpanie puli dawek może zresztą zostać odłożone w czasie – wcale nie jest pewne, że szczepienia będą tak samo łatwo dostępne, jak zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Apteki ciągle nie mają umów na prowadzenie szczepień (tak, to dotyczy również szczepień przeciw grypie dla osób 65+, teoretycznie bezpłatnych), nie wiadomo, ile z nich zdąży podpisać je przed 6 grudnia. Poradnie POZ uginają się pod ciężarem chorych infekcyjnych. Zwłaszcza mniejsze mogą mieć duży problem z wygospodarowaniem czasu (i miejsca) na prowadzenie akcji szczepień.
Jeśli chodzi o szczepienia przeciw grypie i COVID-19 wygląda to tak, jakby Ministerstwo Zdrowia (już wiele, wiele miesięcy temu) znalazło listę stu bardzo złych decyzji, i zaczęło ją – punkt po punkcie – realizować. Z ogromnymi sukcesami.