Było głośno, kolorowo i – jak zwykle – radośnie. I tym bardziej trudno zrozumieć falę niechętnych, a czasami wręcz obrzydliwych, insynuacji pod adresem nie tyle Orkiestry (jak każda instytucja, musi mieć „grubą skórę” a wręcz warstwę teflonu), co tych, którzy z entuzjazmem grają dla chorych i polskiej ochrony zdrowia.
Powie ktoś: - Przez trzy dekady można się było przyzwyczaić.
Tyle tylko, że jednak nie. Gdy widzi się wpis na platformie X z grubym plikiem stuzłotowych banknotów i opisem „A ci idioci z centrali myślą, że zebrałem tylko 500 złotych” człowiek od razu skanuje: banknoty gładkie, zupełnie „niepuszkowe” to raz, no i przecież było się wolontariuszem i się wie, że puszki bez pozostawienia śladów nie da się otworzyć, więc to oczywisty fake i insynuacja mająca na celu podważenie zaufania do wolontariuszy (bardzo często, najczęściej wręcz, dzieciaków) ale też, po prostu, splunięcie w twarz tym, którzy do tych puszek wrzucają. Gdy czyta się wpisy i komentarze o figurce diabła, którą trzyma na swoim biurku Jurek Owsiak (nie wiem, może bije przed nim pokłony?), co dla katolika ma stanowić przeszkodę nie do przezwyciężenia w kwestii sięgnięcia do kieszeni, gdy w oczy wpadają kolejne sensacje na temat tego, ile Owsiakowie „ciągną” z każdego Finału…
Jak to się dzieje, że ten hejt przez tyle lat nie był w stanie zabić ducha WOŚP? Jak to się dzieje, że co roku Orkiestra gra lepiej i głośniej? Gdyby chodziło tylko o przekorę, wydaje się, że na tak długą metę jednak paliwa by nie starczyło. Więc może jednak chodzi o… prawdę, po prostu. O to, że w działania Orkiestry z całym przekonaniem włączają się co roku tysiące nowych ambasadorów stanu faktycznego, którzy dzieląc się doświadczeniem, zagrzewają do wspólnego grania swoje otoczenie? Tysiące, dziesiątki tysięcy tych, którym sprzęt Orkiestry pomógł, ratując zdrowie a czasami życie. Dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat temu z Orkiestrą grali rodzice – niektórych mam zaszczyt znać osobiście – wcześniaków, którzy bez aparatury zakupionej po finałach nie mieliby większych szans na przeżycie. Przez dwie dekady (z kawałkiem), co roku – nie tylko wyciągali portfele i motywowali dzieci, by sięgnęły do skarbonek – ale też stawali się liderami Orkiestry w swoich społecznościach. Dziś robią to dorosłe już „byłe wcześniaki”, niektóre – z własnymi dziećmi. – Jak moglibyśmy nie? – pytają.
Gdyby tego sprzętu nie było. Gdyby był kiepski. Gdyby stał nieużywany. Gdyby coroczne Finały nie zmieniały obrazu polskich szpitali i nie dawały nadziei pacjentom. Gdybyśmy z tego dobra nie korzystali. Gdyby… Wtedy hejt byłby zbędny, nie może przetrwać dom budowany na piasku i drzewo z chorymi korzeniami, wielkie granie skończyłoby się skandalem. Ale sprzęt jest, pomaga a Orkiestra będzie grać do końca świata i jeden dzień dłużej, również dla tych, których oczy (i serca) przesłania niechęć.