„Rozumiem, że pan jest przeciwny zwalczaniu biedy u polskich dzieci” – w takich mniej więcej słowach zwrócił się do mnie wysoki przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia w odpowiedzi na moje stwierdzenie, że pieniądze, które rząd przeznaczył na tzw. piątkę Kaczyńskiego powinien był przeznaczyć na poprawę fatalnej sytuacji w publicznej ochronie zdrowia, rozwiązując w ten sposób przynajmniej jeden poważny problem społeczny. W przeciwnym razie zmarnuje tylko środki publiczne. Przedstawiciel rządu tymi słowami chciał – oczywiście – przenieść dyskusję o celowości „piątki Kaczyńskiego” z płaszczyzny merytorycznej na emocjonalną i jednocześnie odpowiednio „ustawić” na tej płaszczyźnie siebie (rząd) i nas, którzy rząd – w tym względzie - krytykują. No bo jak można ocenić tych, którzy „są przeciwni zwalczaniu biedy u polskich dzieci”? Jedynie jako osoby niemoralne, egoistyczne i obojętne na los innych, a więc nie zasługujące nawet na wysłuchanie przez ludzi uczciwych. Przeciwnie niż rząd, który troszczy się o najsłabszych, zwłaszcza o biedne dzieci. Taki rząd nie może nie mieć racji, a jego decyzje nie mogą być niewłaściwe.
Taki sposób dyskusji – na emocje i uproszczenia - od jakiegoś czasu jest powszechny w naszej (a chyba nie tylko naszej) polityce i politykom – generalnie – to odpowiada. My jednak nie jesteśmy politykami i nie zamierzamy rezygnować z rozsądku i merytoryki w dyskusji publicznej, dlatego proponujemy, aby się zastanowić ile racji jest w stwierdzeniu, że tzw. piątka Kaczyńskiego służy „zwalczaniu biedy u polskich dzieci”. Jeśli by przyjąć tę tezę za słuszną, trzeba by się też zgodzić, że dzisiaj (przed wprowadzeniem 500 złotowego dodatku na każde pierwsze dziecko) wszystkie dzieci w Polsce żyły w biedzie (skoro zapomogę mającą tę biedę zwalczyć kieruje się do wszystkich). Takie stwierdzenie jest jednak w sposób oczywisty absurdalne a przy tym sprzeczne z tym, co rząd niedawno ogłosił, że przez dodatek 500 plus zlikwidował biedę wśród polskich dzieci (a przynajmniej istotnie ją ograniczył). Prawdę mówiąc już te pierwsze 500 plus tylko w b. niewielkim zakresie trafiało do dzieci faktycznie biednych i służyło „zwalczaniu biedy u polskich dzieci”. W ogromnej większości był to po prostu transfer pieniędzy od jednych do drugich, który miał pokazać społeczeństwu jak dobry jest rząd, który „daje” pieniądze na dzieci. Dokładnie tak samo jest z tzw. trzynastką dla emerytów, która – przez to, że jest kierowana do wszystkich – nie rozwiązuje w najmniejszym stopniu problemu biedy niektórych emerytów.
Politycy kochają walczyć z biedą (podobnie jak walczyć o pokój na świecie). Pewnie dlatego stworzyli nowe pojęcie „biedy”. Dzisiaj nie jest już to ta faktyczna bieda, która nie pozwala na przeżycie czy chociażby przeżycie w godnych warunkach. Dzisiaj dla polityków biedny jest ten, od którego większość sąsiadów jest bogatszych. Dzięki temu procent biednych pozostaje zawsze na tym samym poziomie, a politycy mogą walczyć z biedą nieustająco, licząc na to, że zyskują przez to wdzięczność obywateli i ich głosy w wyborach. Oj, żeby się – tym razem - nie przeliczyli, kiedy np. emeryci po powrocie z wczasów kupionych za pieniądze z „piątki Kaczyńskiego” trafią na SOR albo mamy z chorym dzieckiem - w kolejkę do specjalisty.