Lekarze, którzy przedkładają racjonalizm ponad metafizykę, wiedzę ponad opinię, którym nieobce są współczesne osiągnięcia badawcze i dla których kłamstwo naukowe jest przestępstwem… są przerażeni, gdy dociera do nich narracja niektórych wysokich urzędników polskiego Ministerstwa Zdrowia. Przypomina ona, jako żywo, absurdalny opis rzeczywistości zawarty w pseudonaukowych majaczeniach publikowanych w kolorowym pisemku Pana Rymuszki pt. "Nieznany Świat".
Przykłady:
- Rozpowszechnianie przez Ministerstwo Zdrowia pozytywnej oceny metafizycznych "leków" homeopatycznych i – co zrozumiałe – akceptacja oszukańczej "terapii" za pomocą wody lub cukru buraczanego.
- Wmawianie naukowcom, że istnieją dwa rodzaje substancji czynnej: jedna – w ogólnym znaczeniu tego słowa (materialna), druga – w znaczeniu szczególnym, czyli "substancja niematerialna" lub duchowe wspomnienie o niej – stosowane do "produkcji" "leków" homeopatycznych".
- Nakaz wypisywania na receptach "wysoko rozcieńczonych leków homeopatycznych", co oznacza, że do ich wyprodukowania potrzeba było więcej niż 15-setnych rozcieńczeń. Zdanie to wymaga komentarza. Otóż, gdyby autorka rozporządzenia zawierającego ten nakaz (Ewa Kopacz) wiedziała o istnieniu prawa Avogadra, wiedziałaby również, że po 12-setnym rozcieńczeniu w roztworze nie byłoby ani jednej cząsteczki rozcieńczanej substancji. W efekcie nie ośmieszyłaby się dożywotnio, nakazując lekarzom homeopatom wypisywanie na receptach czystej wody. Z drugiej strony wiedziałaby, że "lek" wyprodukowany z męskiej ropnej wydzieliny rzeżączkowej (medorrhinum) za pomocą jedynie 5 setnych rozcieńczeń może zawierać jakieś resztki bazowej substancji wenerycznej. Oczywistą reakcją byłoby wycofanie go z rynku. Nie zrobiła tego. W ten sposób zrobiła z siebie... Nie, nie napiszę kogo. W każdym razie taki ktoś może być co najwyżej konserwatorem powierzchni płaskich.
- Tautologiczne zmanipulowanie definicji substancji czynnej zawartej w projekcie nowelizacji Prawa farmaceutycznego. Zabieg ten pozwala na "produkcję leków" zawierających "duchową informację leczniczą" zamiast materialnej substancji czynnej.
- Promowanie "medycyny holistycznej" (synonimy: alternatywna, komplementarna, naturalna, bezsensowna, anegdotyczna), w ramach której można równoprawnie stosować udrożnianie węzłów energetycznych, leczyć na odległość, leczyć dotykiem, kolorem, dźwiękiem, zapachem, duchową informacją, igłami wbijanymi w przebiegu meridiany potrójnego ogrzewacza, leczyć biorezonansem, strumieniem białej miłości, harmonizowaniem wibracji, medytacją, selenitem (składnik karmy dla psów), wschodnimi sztukami walki oraz stosowaniem (m.in.) chińskich, filipińskich i kretyńskich (z Krety) sztuczek magicznych pozorujących działanie lecznicze. Jednym słowem: promocja szarlatanerii w najczystszym wydaniu.
- Akceptacja, przez znanego abortera Bolesława Piechę, byłego wiceministra zdrowia, a obecnie przewodniczącego Sejmowej Komisji Zdrowia, wpisania wody święconej na listę leków w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych.
TO NIE KONIEC
Zestawienie równie oryginalnych zasług Ministerstwa Zdrowia jest dużo dłuższe. Wszystkie te postmodernistyczne majaczenia spod znaku Wodnika (tożsame z bełkotem przygłupów z ruchu New Age) mam zapisane w - największej w Polsce - bazie danych oszustw leczniczych. Większość z nich opisałem i opublikowałem w papierowych i elektronicznych mediach. W 2011 roku tekst: "Homeopatia – moje prywatne zwycięstwo" (Racjonalista.pl), mając blisko 16 tysięcy Czytelników, uplasował się na trzecim miejscu pośród 862 artykułów. Tak więc, zainteresowanie społeczeństwa tematem oszustw leczniczych nie maleje.
Jedyną reakcją Ministerstwa Zdrowia było oświadczenie: "stosowanie homeopatii jest zgodne z prawem UE".
Dobrze, niech będzie zgodne z prawem (które prawem kaduka kwestionuje prawa naukowe), ale jedyną uczciwą reakcją jest w takim przypadku ostrzeżenie lekarzy i pacjentów przed oszustwem. Tak właśnie zrobiła kilka dni temu Naczelna Lekarz Wielkiej Brytanii prof. Sally Davies (Chief Medical Officers for Her Majesty’s Government), która stwierdziła na forum publicznym, że homeopatia to stek bzdur.
W Polsce, natomiast nadal obowiązują kłamstwa na temat skuteczności szamańskich terapii. Na dowód cytuję rozporządzenie Ewy Kopacz:
"Każdy lek homeopatyczny posiada określony zakres działania, który jest uzależniony od jego rozcieńczenia i dynamizacji. Im wyższy stopień dynamizacji, tym zakres oddziaływania na organizm jest głębszy i dłuższy. Nie ma tu niebezpieczeństwa zatrucia z toksykologicznego punktu widzenia natomiast istnieje realne niebezpieczeństwo pogłębienia procesu chorobowego".
KTO TU ZWARIOWAŁ?
W jaki sposób ja, profesor medycyny, mam skomentować powyższe oświadczenie? Oczywiście wiem: słowa same cisną się na usta. Ale nie, nic nie napiszę o autorze tego tekstu, bo niechybnie pozwie mnie do sądu za zniesławienie. Ale o dokumencie mogę pisać dokładnie to co myślę. Więc piszę: takich bzdur jeszcze na oczy nie widziałem.
Ale rozporządzenie jest dokumentem rządowym!
I my, lekarze musimy go rozumieć, by nie popełnić błędu w sztuce.
Dlatego prosimy o merytoryczną odpowiedź na poniższe pytania:
- Jakie zjawiska fizyko-chemiczne lub kwantowe leżą u podstaw dynamizacji?
- Jak rozumieć taki oto paradoks: nie ma niebezpieczeństwa zatrucia, ale choroba może się pogłębić? Dlaczego może się pogłębić? Proszę wyjaśnić mechanizm, by w porę zapobiec ciężkim powikłaniom!
- Co to znaczy, że zakres oddziaływania leku jest głębszy? Głębsza może być penetracja, ale działanie "leku"? Czy działanie "leku" może być tak głębokie, że homeopatyczny "bodziec informacyjny" przebije chorego na wylot, uzdrowi pacjenta leżącego obok i zniknie za horyzontem zdarzeń?
- Czy zgodne jest z Kodeksem etyki lekarskiej, by podawać choremu "lek", po zażyciu którego istnieje realne niebezpieczeństwo "pogłębienia procesu chorobowego"?
Ciekawe, jak przebiegał proces myślowy Pani Ewy Kopacz w chwili, gdy zezwoliła homeopatom (zapomniała biedna, że nie ma takiej specjalizacji?) na pogłębianie procesu chorobowego u poważnie chorych pacjentów? I dlaczego takiego zezwolenia nie wydała ortopedom?
Na odpowiedź nie liczę. Była ministra jest marszałkinią i nie musi odpowiadać. Nowy minister rozpoczął urzędowanie, gdy powyższe idiotyzmy były już przyklepane. Winnych, zatem brak. Zresztą, czy debilizm jest karalny?
MOJA DZIAŁALNOŚĆ
Od 2001 roku tłumaczę ludziom we wszystkich dostępnych mediach, że homeopatia jest horrendalnym przekrętem, mafijnym interesem, medyczną hucpą i buractwem (cukier buraczany) w ustach przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia. O korupcji nie napiszę, gdyż nie mam szans na jej udowodnienie. Jeden raz, gdy napisałem, kosztowało mnie to 1200 PLN. Powód (firma Boiron) nie przewidział jednak, że za 1200 złotych polskich naraził się na publikacje negatywnych opinii o swoich wyrobach w tysiącach mediów w całym kraju! I teraz, firma ta unika, jak diabeł święconej wody, frazy "lek homeopatyczny". Przykład? Choćby reklamy stodalu lub oscillococcinum w telewizji misyjnej. Fakt, że homeopatyczny koncern wstydzi się nazywać swoje wyroby produktami homeopatycznymi jest moim wielkim zwycięstwem. Dlaczego? Bo ludzie już wiedzą, czym jest w istocie homeopatia i popyt na "leki" homeopatyczne spada w sposób dramatyczny.
Stąd, następny akapit mogę zatytułować w taki sposób:
HOMEOPATIA PRZERŻNIĘTA (NA PÓŁ)
Wyjaśniam tytuł: liczba opakowań "leków" homeopatycznych sprzedawanych w naszym kraju zmniejszyła się o połowę! Od 2002 roku, czyli od momentu rozpowszechnienia moich pierwszych (i jedynych wtedy) tekstów na temat oszustw leczniczych.
Tak więc, wbrew temu, co opowiadają hierarchowie kościoła homeopatycznego oraz członkowie towarzystw, stowarzyszeń i sekt, wspierani przez cudownie wyleczonych oraz fanów i miłośników homeopatii biorących udział w "alternatywnych" sabatach "naukowych" — Polacy okazali się narodem, który, jako pierwszy w Europie, przejrzał na oczy.
Potrzebna była na to niemal dekada, ale przekonają się Państwo, że to tylko chwila w porównaniu z czasem, który będzie potrzebny — totalnie ogłupionym homeopatią — Francuzom i Niemcom.
NIEPRZEWIDYWALNE WĘDRÓWKI GŁUPOTY
W Polsce kierunek rozchodzenia się głupoty jest paradoksalny. Rozpoczyna się w:
1/ Sejmie ("leki" homeopatyczne nie muszą leczyć!)
2/ Ministerstwie Zdrowia ("leki" homeopatyczne nie muszą zawierać substancji czynnej!).
3/ Porozumieniu Pracodawców Ochrony Zdrowia (proszę się nie śmiać): Lista leków o nazwie "Charakterystyka produktu leczniczego”, na której widnieją "leki" homeopatyczne jest "urzędowo poświadczoną emanacją wiedzy medycznej"
4/ Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych ("leki" homeopatyczne można rejestrować, mimo, że nie są lekami!).
Efekt? Państwowe świątynie resortu zdrowia w majestacie władzy ogłupiają maluczkich. Wszystkie te instytucje od lat wmawiają Polakom, że homeopatia to taka sama metoda lecznicza, jak wszystkie inne. Półki w aptekach uginają się pod ciężarem nicości zawartej w tzw. "lekach" homeopatycznych.
A TU PECH
Polacy spróbowali, popatrzyli na siebie i wyrzucili badziewie do śmietnika. Nie pomogły nawet ministerialne rozporządzenia kapłanki medycyny holistycznej Ewy Kopacz, która proponowała stosowanie "wysoko-rozcieńczonych" "leków" homeopatycznych u poważnie chorych ludzi.
GŁOWĄ W MUR
Przez wiele lat, dotarcie z jakąkolwiek opinią na temat homeopatii do świętych krów w państwowych instytucjach było niemożliwe, mimo przedstawiania nieodpartych dowodów oszustwa.
Najlepszym przykładem jest reakcja, a raczej brak reakcji ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na słowa rzeczniczki koncernu Boiron - Giny Casey, która potwierdziła na konferencji prasowej, że w "leku" oscillococcinum (cytuję): "nic nie ma" (Dan McGraw, U.S. News & World Report 2/9/97 page 2). Jeśli nic nie ma, to produkt ten nie jest lekiem. Zażywa go jednak w Polsce kilkaset tysięcy ludzi.
A Urząd Kpin z Konsumentów nie zareagował na moją skargę zawierającą niepodważalny dowód, że dystrybutorzy oscillococcinum wprowadzają świadomie pacjentów w błąd.
Idźmy dalej: jeśli w oscillococcinum nic nie ma — to nie ma również substancji czynnej. A wg Głównego Inspektora Farmaceutycznego produkty nie zawierające substancji czynnej są lekami sfałszowanymi.
Jak pisałem, takich absurdów wygłaszanych przez instytucjonalnych analfabetów jest znacznie więcej. Opowiadam o nich moim studentom gwoli rozbawienia ich na wykładach. Nie zawiodłem się ani razu. Warto, by najwyżsi przedstawiciele resortu zdrowia posłuchali, jak śmieje się z nich (wyje, ryczy) 200 młodych osób…
NIEOCZEKIWANA ZMIANA MIEJSC – ZAPAŚĆ FINANSOWA HOMEOPATII
I wreszcie, po 11-letniej walce z całym środowiskiem homeopatycznym oraz resortem "zdrowia" otrzymałem od zaprzyjaźnionego dziennikarza mail z artykułem, który przedstawiłem wyżej. Sytuacji tam opisanej nic już nie zmieni. Żadne ministerialne rozporządzenia nie wpłyną na zwiększenie popytu. Cen "leków" homeopatycznych nie można podnosić w nieskończoność, a do tego nie ma fizycznej możliwości, by wszystkim potencjalnym klientom przypominać o kupowaniu "informacji leczniczej" poprzez umieszczanie w ich łóżkach końskich łbów ("Ojciec chrzestny").
PATRIOTYZM MEDYCZNY
Jestem dumny, że mój kraj, jest europejskim liderem w walce z oszustwami leczniczymi.
Jestem dumny, że portal Racjonalista mianował mnie "ojcem chrzestnym" walki z homeopatią.
Jestem dumny, że Holendrzy nazwali mnie Don Kichotem, ale Don Kichotem heroicznym. A także, że uznali, iż moja działalność nadaje się na scenariusz do filmu o - zakończonej zwycięstwem - walce jednostki z ponadnarodową organizacją.
Jestem dumny, że homeopaci uważają mnie za "wroga publicznego homeopatii nr 1".
Jestem dumny, że za skuteczną walkę z homeopatią zostałem uhonorowany przez Zarząd Główny Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów tytułem Racjonalisty Roku 2012 (szczegóły niżej).