Nie mam żadnych rodzinnych odniesień do tego, co działo się 80 lat temu na Ukrainie. Moi Rodzice wojnę spędzili w niewoli w Niemczech, najbliżsi krewni na Syberii, a potem w armii Andersa. Ale niedawno wpadła mi w ręce książka „Notatki wołyńskie” prof. dr hab. med. Henryka Kirschnera, zmarłego parę lat temu emerytowanego profesora Akademii Medycznej w Warszawie, który „Wołyń” przeżył. Był synem polskiego nauczyciela w jednej z wołyńskich wiosek, wychował się w tej wiosce. Jego (wtedy 14-letniego chłopca) i całą rodzinę w ostatniej chwili uratował Ukrainiec z tej wioski Piotr Łysakiewicz. Pewnego wieczoru przyszedł i powiedział „wtikajte!”. Potem straszliwie łkał jak ich: dwoje dorosłych i czworo dzieci każde oddzielnie wypuszczał aby polami i lasami przekradli się do niemieckiego posterunku parędziesiąt kilometrów dalej. Udało się i przeżyli. Książka jest wolna od zapiekłości, jest zapisem faktów z perspektywy człowieka dopiero wchodzącego w dorosłe życie. Strasznych faktów. Każdemu doradzam lekturę.
Byłem w ciągu ostatnich lat z wielką serdecznością goszczony w Ukrainie i jeszcze tydzień przed rosyjską napaścią doradzałem Ministerstwu Zdrowia Ukrainy. Niewątpliwie dzisiejsi Ukraińcy nie są winni tych zdarzeń. Ale jak byłem wieziony ulicami ukraińskiego miasta i widziałem na każdym niemal słupie portret Bandery to czułem się trochę niepewnie.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
P.S. Henryk Kirschner „Notatki wołyńskie” Wydawnictwo Arcana, Kraków 2010