Dwa tygodnie temu Ministerstwo Zdrowia pokazało założenia zmian w ustawie refundacyjnej i przekazało je do konsultacji społecznych. W końcu nie ma to jak konsultacje w długi weekend majowy.
Z kolei w czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach wiceminister Igor Radziewicz-Winnicki, dopytywany o datę wdrożenia nowych regulacji, zasugerował, że nowelizacje będą dwie. Mniejsza dotyczyć będzie wyłącznie ubiegania się o ponowną refundację produktów finansowanych obecnie. Z tą nowelizacją Ministerstwo Zdrowia ma - według zapewnień wiceministra - zdążyć na czas... Druga nowelizacja, szersza, miałaby się odbyć w dalszej perspektywie. Ciągle brak jednak konkretów i treści samych nowych przepisów.
To scenariusz dobry i niedobry zarazem. Dobry bo krótka i relatywnie prosta nowelizacja dotycząca wyłącznie „przedłużania” okresu obowiązywania decyzji refundacyjnych miałaby teoretyczne szanse powieść się jeszcze w czerwcu i ulżyć pracującym w pocie czoła pracownikom firm farmaceutycznych gromadzącym po raz drugi w ciągu dwóch lat kartony z informacjami i dokumentami z całej Europy. Niekiedy zdaje się to być sztuką dla sztuki. Nowelizacja dokonana w ciągu kilku tygodni ucięłaby także dywagacje na temat utraty przez pacjentów od 1 stycznia 2014 dostępu do wielu obecnie refundowanych leków. Zresztą same założenia zmian pokazują, że i Ministerstwo Zdrowia widzi, że wiele z biurokratycznych obowiązków wydaje się zbędnych.
Scenariusz jest niedobry, jeśli czekamy na tak dobrze zapowiadające się i wyczekiwane zmiany w ustawie refundacyjnej. Założenia zmian pokazały gotowość nowelizacji praktycznie we wszystkich aspektach zgłaszanych przez uczestników rynku i środowiska pacjentów. Brak szybkiej nowelizacji teraz daje szanse, że przepisy będą naprawdę lepsze niż obecnie, ale może się to zdarzyć za bardzo długi okres, albo wręcz nigdy. Przepisy refundacyjne nie maja bowiem szczęścia do zmian. Potrzeba nowelizacji w zakresie utrzymania refundacji obecnie finansowanych leków była motywatorem do szybkich zmian w większym zakresie. Teraz ten zapal może opaść bo i zmiany są trudne pod względem legislacyjnym.
Możemy się natomiast pocieszyć, że wiceminister Radziewicz-Winnicki, znając błędy ustawy, otwarcie mówi o możliwości odważnej interpretacji na przykład w zakresie definicji odpowiednika. To stwarza szanse na uniknięcie zbędnego obowiązku przedkładania analiz farmakoekonomicznych (HTA) dla wielu leków finansowanych od lat, jak też ewentualnej obniżki urzędowych cen leków o 25%, którą – przy literalnej interpretacji – mógłby wymusić nieprecyzyjny art. 13 ust. 6. ustawy refundacyjnej. Nie powinno budzić wątpliwości, że przepis ten powinien mieć zastosowanie tylko w przypadku dołączania do listy nowych produktów, a nie odnawiania refundacji dla już istniejących. Inaczej błędne koło obniżki cen o 25% co dwa, a potem trzy lata, bardzo szybko spowodowałoby wycofanie się wielu firm z Polski, a tym samym zniknięcia ich leków. Wiele z nich bowiem już teraz na papierze (czyt. wykazie) ma najniższe ceny w Europie. To kwestia zasad odpłatności i wysokości współfinansowania przez państwo, że leki są wciąż tak drogie dla pacjentów.