... ale Agencja posiłkuje się opiniami lekarzy wydawanymi „pro bono”, czyli bez wynagrodzenia. Opinia jest kilkustronicowym wypracowaniem złożonym z odpowiedzi na szereg określonych punktów z koniecznością ich uzasadnienia w oparciu o dane z piśmiennictwa. Przygotowujący taką opinię musi na to poświęcić przynajmniej kilka godzin, zwykle kosztem swojego prywatnego czasu. Do opinii musi dołączyć deklarację konfliktu interesów, w której musi szczegółowo poinformować o ewentualnych związkach z producentem ocenianego preparatu, związkach typu udział w badaniach klinicznych, honoraria za wykłady itp. To ostatnie pod rygorem odpowiedzialności karnej. Inaczej mówiąc, wydający opinię wykonując w swoim prywatnym czasie pracę społeczną na rzecz chorych, jeśli np. zapomni czegoś wpisać do tej deklaracji naraża się jeszcze dodatkowo na „ciąganie po prokuraturach i sądach”.
Ale to nie wszystko. Jeżeli w tej deklaracji opiniujący ujawni, że w np. brał udział w badaniach klinicznych ocenianego leku to jest to argument, aby jego opinii w ogóle nie brać pod uwagę. W takiej sytuacji, ktoś się napracuje, postara tylko po to, aby ten jego wysiłek AOTMiT wyrzucił do kosza. Sama argumentacja jest tu moim zdaniem absurdalna, gdyż lekarz biorący udział w badaniach klinicznych danego leku wie o wynikach tych badań znacznie więcej niż zostało opublikowane. Ma np. wgląd w informacje o wszystkich stwierdzanych na całym świecie działaniach niepożądanych. Inaczej mówiąc ma o leku wiedzę znacznie głębszą niż ktoś, kto jedynie sobie na ten temat przeczyta, a nigdy danej cząsteczki nie stosował. Cała tego typu zabawa w „konflikt interesów” sprowadza się moim zdaniem do realizacji zasady, „aby o treści książek mogli się wypowiadać wyłącznie analfabeci – oni nie będą mieli tak rozumianego konfliktu interesów – nie byli w stanie książki przeczytać”.
Jeżeli za te opinie nie ma jak zapłacić, to są również formy wynagrodzenia bezgotówkowego. Przykładowo, można tym lekarzom, którzy są nauczycielami akademickimi umożliwić wpisywanie tych opinii do dorobku naukowego. W końcu jest to rodzaj pracy poglądowej, której przygotowanie wymaga tyle samo pracy, co przygotowanie artykułu do czasopisma.