Odwołanie prezes NFZ Agnieszki Pachciarz przez premiera Donalda Tuska na wniosek Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza z całą pewnością nie uzdrowi ochrony zdrowia w Polsce. Podobnie, zapewne jak wieszczone przez niektórych polityków rychłe odwołanie ministra zdrowia, które może nastąpić (jeśli kolejki do lekarzy nie ulegną skróceniu) już za jakieś trzy miesiące. Jakiekolwiek zmiany na tych stanowiskach, bez konkretnych działań państwa mających na celu znaczne zwiększenie finansowania ochrony zdrowia mają jedynie znaczenie symboliczne lub jak kto woli - propagandowe i są wyłącznie próbami ratowania spadających przedwyborczych słupków. Skuteczność tych działań jest bez wątpienia dla polskiej ochrony zdrowia i chorych pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia i sensu. Co najwyżej, może stać się jednym z popularnych politycznych tematów omawianych podczas konsumpcji dań w czasie świątecznego biesiadowania. Temat jest o tyle niebezpieczny, bo może prowadzić do niestrawności i innych bardziej poważnych dolegliwości gastrycznych. A to nie daj Boże może skończyć się wizytą na jednym z przeludnionych Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Zresztą przy suto zastawionym świątecznym stole z całą pewnością nie powinniśmy się zbyt mocno denerwować…
Nietypowe porównania
Jeśli ktoś poczuje się urażony, to z góry przepraszam za użyte porównania, które oczywiście są jedynie alegoriami. Przepraszam, szczególnie pacjentów, którzy stali się ofiarami jednego z najgorzej finansowanych systemów ochrony zdrowia w Europie.
System ochrony zdrowia w Polsce możemy porównać do wysłużonej starej pralki, a samo pranie (leczenie chorych) do bezskutecznych prób dokładnego wyczyszczenia zabrudzonej odzieży (wyleczenia z chorób). Pralka jest mocno awaryjna, a ciągłe oszczędzanie na wodzie i odcinanie jej od źródła prądu (spadek realnych kosztów finansowania ochrony zdrowia, przy równoczesnym wzroście współfinansowania ochrony zdrowia przez chorych) podczas pracy skutkuje stertą niedopranych, brudnych ubrań.
Sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że ilość odzieży przeznaczonej do prania (liczba pacjentów oczekujących w kolejkach do lekarzy) z każdym miesiącem systematycznie rośnie, a skuteczność pralki i efekty jej prania (leczenia i wyleczenia chorych) są zdecydowanie niezadowalające i w żaden sposób nie dają podstaw do optymizmu na najbliższą przyszłość. Zwłaszcza, że nieskuteczność systemu ochrony zdrowia wynikająca z jego skrajnego niedofinansowania to większa liczba zdarzeń niepożądanych w postaci powikłań i zgonów.
Użytkownik starej i mało nowoczesnej pralki o dość niskiej klasie efektywności energetycznej (minister zdrowia Bartosz Arłukowicz) zwrócił się do jej właściciela (premiera Donalda Tuska) z prośbą o wymianę elektroniki i oprogramowania (odwołanie prezes NFZ – Agnieszki Pachciarz) mającego na celu zwiększenie efektywności prania. W zamyśle ministra, stara, wysłużona i mało nowoczesna pralka powinna stać się urządzeniem nowoczesnym na miarę XXI wieku! Miałaby prać przede wszystkim więcej (skrócenie kolejek do POZ (!) i do lekarzy specjalistów). Szarzyzna pranych ubrań ma stać się nieco bielsza, a wypłowiałe kolory powinny zyskać nowe, bardziej wyraziste odcienie (wzrost jakości świadczonych usług zdrowotnych). Najlepiej, gdyby to wszystko odbywało się bez większego poboru energii i zużycia wody na cykl (mówiąc krótko – bez wzrostu i tak mizernych nakładów na ochronę zdrowia). Właściciel pralki (premier) na wniosek jej użytkownika (ministra zdrowia) postanowił oczywiście spełnić jego prośbę i wymienił element oraz oprogramowanie pralki (prezes Pachciarz i jej pomysły poszły w „odstawkę”), które choć nie były doskonałe, to przy tak małej podaży energii i wody (jednych z najniższych w Europie nakładów na ochronę zdrowia) pod względem oszczędnościowym funkcjonowały zaskakująco dobrze (m.in. w wyniku ustawy refundacyjnej - kosztem pacjentów i w wyniku kar nakładanych na lekarzy za nieprawidłową preskrypcję leków). Pralka pobierała mało prądu i w małej ilości wody prała „jako-tako” duże ilości ubrań (z różną skutecznością obsługiwała setki tysięcy pacjentów). Choć „jako-tako” brzmi trochę z japońska, to w żaden sposób niestety nie odzwierciedla japońskiej techniki, z jej nowoczesnością, niezawodnością i precyzyjną jakością, a jest raczej synonimem tragedii, jaka wydarzyła się w elektrowni atomowej w Fukushimie.
Najlepszym dowodem "jakości prania" są osobiste opinie pacjentów na temat systemu ochrony zdrowia, którzy coraz dosadniej i śmielej demonstrują swoje niezadowolenie z opieki zdrowotnej w Polsce. Dowodem na to są także z każdym miesiącem pogarszające się nastroje wśród personelu medycznego, które zapewne w końcu zakończą się masowymi protestami.
Czy wymiana elektroniki w mocno przestarzałej maszynie zwiększy wydajność systemu i sprawi, że będziemy prali więcej i lepiej? Stara pralka klasy G (czyli najmniej efektywna energetycznie), która z powodu częstego zakręcania dopływu wody i wyłączania prądu celem "oszczędności" (realny spadek nakładów na ochronę zdrowia i ciągłe majstrowanie przy systemie), co jakiś czas ulega poważnym awariom. Urządzenie pomimo wymiany części elektroniki (prezes Pachciarz), a nawet w przyszłości jej użytkownika (ministra Arłukowicza), który sterując programami urządzenia będzie starał się prać bardziej ekonomicznie, nigdy nie wypierze tak dobrze jak nowe pralki klasy A++ (np. systemy ochrony zdrowia w Holandii, Belgii, Danii, Austrii, Szwecji, czy w Niemczech).
W perspektywie najbliższych lat wydatki na ochronę zdrowia w Polsce według ekspertów będą rosły w tempie około 7 proc. rocznie. Jak się szacuje Produkt Krajowy Brutto w naszym kraju będzie rósł w tym czasie, aż trzy razy wolniej. Czy zatem jest sens, celem oszczędności, co rusz zakręcać kurek z wodą i zamykać dopływ energii do starej i mocno zdezelowanej pralki w trakcie jej pracy? Takie działania w odległej perspektywie czasowej z pewnością nie wyjdą nam na zdrowie! Czy majstrowanie i wymienianie i tak już przestarzałej elektroniki na inną przestarzałą (bo stara pralka nigdy nie jest kompatybilna z nowymi rozwiązaniami) poprawi jakość prania i ilość wypranych ubrań? Nie! Powinniśmy pamiętać, że jeśli nie stać nas na zakup nowej, nowoczesnej pralki (modyfikacji systemu ochrony zdrowia polegającego m.in. na współpłaceniu za niektóre usługi medyczne, jak ma to miejsce w większości krajów europejskich, czy wzroście wysokości składki zdrowotnej), to bynajmniej na wodzie i prądzie nie powinniśmy oszczędzać.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w rzeczywistości nie chodzi tu o pralkę i brudną odzież, a o system ochrony zdrowia i o wydatki na zdrowie milionów Polaków. Politycy jeszcze raz apeluję – „Obudźcie się, póki nie jest za późno!”