Wielu z nas na początku 2014 roku zastanawia się, co on przyniesie i patrzy z nadzieją, że będzie lepszy niż poprzedni. Nas zajmuje to w kontekście ochrony zdrowia.
Prezes Rady Ministrów srogo upomniał przed kamerami ministra zdrowia, polecając mu pilnie rozprawić się z kolejkami: „Do ministra Arłukowicza mam tak naprawdę tylko jedno pytanie, by do wiosny przedstawił już bardzo precyzyjne działania, przede wszystkim w podstawowej opiece zdrowotnej (…). Jeśli ktoś chory na raka ma się dowiadywać od onkologów, że będzie przyjęty wtedy, kiedy prawdopodobnie już nie będzie czego leczyć, to powiem brutalnie, że takie historie muszą się w Polsce skończyć”.
Dziwne czasy nastały, że premier komunikuje się ze swoimi ministrami przez media... No ale z drugiej strony może lepiej tak niż w ogóle. Wiele osób ma i do premiera, i do Platformy Obywatelskiej uzasadniony żal, że zmarnowali szansę, którą otrzymali od wyborców w 2007 roku. Główne problemy ochrony zdrowia zostały bowiem zamiecione pod dywan. Zadowolono się ruchami pozorowanymi. A przed nami ciągle wiele wyzwań: bezradni w systemie pacjenci, olbrzymie kolejki, pozorny – w wielu sytuacjach – dostęp do bezpłatnej ochrony zdrowia, rażące dysproporcje w zarobkach między lekarzami a pielęgniarkami, nieetyczny rozdźwięk w lekarskich uposażeniach między różnymi specjalnościami, marnotrawstwo pieniędzy, brak mądrego dialogu i w końcu najważniejsze: brak polityki zdrowotnej. Narodowy Program Zdrowia na lata 2007–2015, przyjęty przez Radę Ministrów w maju 2007 r., jest dokumentem martwym. Za jego realizację odpowiada premier. W szufladach Ministerstwa Zdrowia od wielu miesięcy leży ustawa o zdrowiu publicznym. Bardzo jej potrzebujemy, nie tylko ze względu na zmiany demograficzne, na starzenie się społeczeństwa, ale też – a może przede wszystkim – na finanse. Jeśli nie zaimplementujemy dorobku zdrowia publicznego, to za 20–30 lat staniemy się chorym i zbankrutowanym społeczeństwem.
Polityka i politycy kierują się głównie celami doraźnymi, wyznaczanymi przez cykle wyborcze. Politycy chcą wygrywać najbliższe wybory. Perspektywa narodowa wymaga zaś zdecydowanie innego patrzenia: nie tylko przez pryzmat nasz, tu i teraz, ale też daleko naprzód – w stronę naszych dzieci i wnuków.
Artykuł jest słowem wstęnym ze styczniowej Służby Zdrowia