Listopad to, podobno, najbardziej depresyjny miesiąc w roku. Nawet jeśli się z tym nie zgadzamy, lektura raportu OECD, publikowanego w rytmie dwuletnim dla wszystkich krajów, na zmianę z raportem przygotowywanym we współpracy z Komisją Europejską, kładącym nacisk na kraje Starego Kontynentu i ich problemy, na pewno powodów do pogorszenia nastroju dostarcza. Zwłaszcza nad Wisłą. Choć, patrząc z innej strony, jest coś optymistycznego i ożywczego w tym, że instytucje międzynarodowe rzucają wiązkę światła na to, jak jest naprawdę. Po latach tępej, trudno dobrać bardziej precyzyjne słowo, propagandy sukcesu to jak haust świeżego powietrza. Nawet jeśli niesie on ze sobą przykrą konstatację, że w raporcie wyglądamy stosunkowo nieźle tylko na tle krajów ubiegających się o członkostwo w OECD i strategicznych partnerów tego elitarnego klubu, bo na tle krajów wysokorozwiniętych… cóż, odstajemy.
Tak, nakłady na zdrowie w Polsce w latach 2015-2022 rosły. Nawet w dość dobrym, choć nie rekordowym, tempie – 4,4 proc. w ujęciu rocznym w latach 2015-2019. Bo już w latach 2019-2022 to tempo spadło, co za niespodzianka, do 4 proc. W tym samym czasie wiele krajów podnosiło wydatki na zdrowie w tempie dwucyfrowym lub ocierającym się o dwucyfrowe – Polska, gdy przypomnimy sobie wszystkie wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy, zachłystywała się wtedy zapewnieniami o historycznym, bezprecedensowym wzroście nakładów. Wzroście wymuszonym przez pandemię.
Strona po stronie, raport odsłania kolejne „niespodzianki” – pozostając tylko w obszarze finansowania - które przecież niespodziankami wcale nie są. Na pewno nie możemy powiedzieć: „A myśmy się spodziewali”, nie kryjąc rozczarowania – bo niby jakie do niego mielibyśmy mieć podstawy? Czasami zdarzają się jednak i takie punkty, przy których odejmuje mowę. Ot, choćby wydatki na profilaktykę i prewencję. Jak czytamy w raporcie, w latach 2015-2019 w skali OECD rosły one w tempie nieco powyżej 2 proc. W latach 2019-2022 roczny wzrost sięgnął 50 proc. To oczywiście w pełni zrozumiałe – testy, szczepienia, środki ochrony indywidualnej, finansowanie procedur bezpieczeństwa.
Wydatki te autorzy raportu analizują w rozbiciu na poszczególne państwa, zestawiając ich udział w wydatkach na zdrowie ogółem przed pandemią (2019) i w jej trakcie (2021). Średnia dla OECD wynosiła odpowiednio 2,3 proc. i niemal 6 proc.
Liderem zestawienia pod względem wydatków w 2021 roku jest Wielka Brytania (12 proc.), która przed pandemią wydawała na ten cel ok. 5 proc. Powyżej 8 proc. na prewencję w czasie pandemii wydawały Austria (10 proc.), Korea, Dania i Holandia (9 proc.), Czechy i Estonia (8 proc.). Co możemy powiedzieć o czołówce rankingu? Choć walka z COVID-19 w przypadku Wielkiej Brytanii na pewno nie jest sukcesem, jest to kraj, który zaangażował potężne środki w testowanie i – zwłaszcza – szczepienia. Dania i Austria były i pozostają światowymi hegemonami w testowaniu, zaś Korea Południowa, podobnie jak inne kraje Dalekiego Wschodu, bardzo mocno postawiła na procedury bezpieczeństwa, w tym testowanie (i szczepienia również).
Polska? Polska zajmuje w tym zestawieniu drugie (!) miejsce od końca z 2 proc. wydatków na prewencję (praktycznie bez zmian wobec roku 2019). Może warto przypomnieć, w tym kontekście, że pod względem intensywności testowania zajmowaliśmy w latach 2020-2022 miejsce na pograniczu pierwszej i drugiej setki krajów świata. Nawet gigantyczne wydatki na szczepienia nie zmieniły sytuacji, bo, jednocześnie, jak można wnioskować, stanęły praktycznie wydatki na innego rodzaju profilaktykę i prewencję (stąd, prawdopodobnie, brak zmiany netto w wydatkach między 2019 i 2021 rokiem).