Nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami ostatniego, schyłkowego już etapu istnienia obecnego systemu publicznej ochrony zdrowia w naszym kraju. Jak to zwykle bywa przed ostatecznym upadkiem, odpowiedzialni za ten stan rzeczy i ich posłuszni „funkcjonariusze” robią, co mogą, aby ukryć prawdę i przedłużyć chociaż trochę agonię systemu. Jednym ze sposobów, po który ostatnio – niemal masowo – sięgają dyrektorzy szpitali, jest obniżka wynagrodzeń lekarskich. Podobno nadmiernie wysokie płace lekarzy są głównym powodem ruiny finansowej szpitali. Jak można się dowiedzieć z prasy, taki manewr zastosował również dyrektor szpitala w Nowym Sączu. Miał z czego zabierać. W jednaj z gazet chwali się: „Mamy najwyższe pensje dla lekarzy pracujących na podstawie umowy o pracę: 4,5 tys. zł dla lekarza z drugim stopniem specjalizacji, 3,6 tys. zł dla lekarza posiadającego "jedynkę". (…) Są to oczywiście kwoty brutto. (…)Wyznaję zasadę, że za dobrą pracę należy się dobra płaca” .
To sobie pan dyrektor pożartował. Ciekawe czy ktoś się na tym żarcie poznał. Może prezesi Narodowego Centrum Sportu albo innych spółek skarbu państwa, gdzie rządzący poupychali swoich wiernych pretorianów?
Jerzy Buzek, gdy piastował urząd premiera RP i gościł na Krajowym Zjeździe Lekarzy (izb lekarskich), stwierdził, że lekarze to „oficerowie służby zdrowia”. Nie wiem, co miał na myśli. Na pewno nie wynagrodzenia, bo jak się okazuje, pensje sierżanta, które teraz otrzymują lekarze są – zdaniem rządzących – jeszcze za wysokie, a dyrektorzy szpitali najwyraźniej za punkt honoru stawiają sobie, aby lekarz – oficer służby zdrowia – zarabiał jak kapral w WP (a może szeregowy, kto to wie?).